|
Karczowiska (fragment 1)
Union Chocolate. |
Wiem, że są błędy edytorskie. Gdyby ktoś zechciał mi je wskazać, a i treść się spodobała, chętnie pokażę następne
Poprawiłam
To ja, Kajetan. Jestem chłopcem, ale mówię jak dziewczynka, bo przebywam tylko z kobietami. Lubię się do nich poprzytulać, bo ładnie pachną, choć czasem mniej. Najbardziej jednak lubię zapach szafki z lekami i drewutni. Drewutnia to ostatnia sala, zamieniona na magazyn. Tam są soczki i słodycze schowane w szafie, a kluczyk w kieszonce wózka. Kiedy one kąpią dzieci, to mnie się udaje zaprowiantować żołądek. Muszę wszystko zjeść, bo nie ma gdzie schować. Nawet za koszem się wydało, ale każdy myślał, że to kto inny, a nikt, że to ja. Zawsze się boję, że po rzygach poznają. W brzuchu mam luźny dren, słyszałem, jak lekarz mówił, że mogę mieć podrażnioną otrzewną. Augustyny się nie boję, bo mogę ją wydać. O wszystkim wiem. Wypytują mnie, to za darmo nie powiem: czasami chcę na spacer, czasami na film albo cappuccino. Ostatnio podpadłem u niej, bo gdy mówiła pielęgniarkom, że za dużo rękawiczek zużywają, chciałem opowiedzieć, jak wyjmuje je z kosza, dmucha, na drugą stronę wywraca i wkłada do pudełka. Powiedziałem zaledwie: - Przecież je oszczędza... - to złapała mnie za buzię i zaprowadziła do drewutni. Czasami nie chce mi się gadać. Wszyscy mnie o wszystkich wypytują i chwalą, że taki jestem czarujący i mądry. To dlaczego nie nauczyłem się chodzić?! Najlepiej to jest w niebie. Lepiej niż na ziemi, bo aniołki są fajne i można się pobawić z Jezuskiem. Już wolałbym umrzeć, chociaż nie wiem jeszcze, jak to się robi. Olka sama i Anielka też, a ja nie umiem. Przyszedł do mnie kotek...Milutki... - Zostaw kotka, Kajtek, bo może mieć robaki albo być wściekły. - Puść babo, puść głupia! Przecież nie ma żadnych robaków... jest grzeczny! On mnie lubi - darłem się ze wszystkich sił, by przyszła dyrektorka i pozwoliła głaskać kota, bo Eliza dalej go szarpała. - Auaua! Podrapał mnie przez ciebie - krzyczałem i oddałem mu za to w łeb. - Głupi kot. Przyleciała dyrektorka. - Co się stało Kajtuś? - Eliza mnie podrapała kotem. O! - pokazałem krew na rączce. - Chcesz się pobawić kotkiem, Kajetanku, chcesz? - zapytała dobrotliwie, żebym przestał płakać, ale ja byłem już wściekły, odwróciłem wózek i powiedziałem: - Głupie baby! Poszukałem Kornelki. Była w bawialni. - Widziałam kota, był u mnie. - Co to kot? - zapytała. - Kot drapie - powiedziałem i przylałem jej, bo nie mogłem przestać się złościć. Żeby nikt nie myślał, że przeze mnie ryczy, odjechałem do łazienki. Zatrzymałem się przy stoliku. - Małgośka, co ty robisz? - Zastrzyk Pawełkowi, jak widzisz - odpowiedziała niecierpliwie. - Co ty. Nie rób! Augustyna już zrobiła. Nie rób, bo powiem, że mnie nie posłuchałaś. Chyba udało mi się ją nabrać, bo z Pawełkiem na ręku poszła szukać Augustyny. Chciałem przez ten czas wypuścić lekarstwo ze strzykawki, ale nie mogłem dosięgnąć. Szkoda. Znalazłem za to jej okulary. - Ale mocno widzę! Wszystko mocno widzę! Kiedyś mi obiecali kupić okulary. Pójdę i powiem, że bardzo bym chciał takie okulary. I...cha, cha! Opowiem dyrektorce, jak mi się udało Małgośkę oszukać. Powiem też kucharkom. One lubią się pośmiać. Dostanę za to pyzy. Pyzy lubię, bo mogę sam kulki lepić. Ciocie mnie nie chcą puszczać do kuchni z powodu, że się uwalam i garnek na łeb mi spadnie; w końcu tak dokuczam, że kucharka przyjdzie i obieca, że mnie przypilnuje. Gotowanie w ogóle lubię. Pani Ela, ze szkółki, bierze mnie na spacer i czasami zachodzimy do sklepiku i do niej do domu. Gotujemy obiad dla Jarka - ziemniaki albo kartofle. Sam już nie wiem co, bo na obiad często mamy kartofle z ziemniakami. Dostanę dwie gumy i nie powiem, gdzie byliśmy. Ludzie chodzą po chodniku szybko i wolno, a ja jeżdżę swoim „mercedesem”. Niedługo naprawią mi nóżki. Pan doktor obiecał. Tylko mam być urokliwy, jak przyjdzie sponsor. Co to urokliwy? Jak już naprawią, to ucieknę do taty. Nikomu nie powiem. Tylko gdzie te „manowce”. Aha, poproszę pieska, to mnie zaprowadzi. Ja jestem śliczny. Wszyscy ludzie mówią. Tata mnie zechce. Bida-Bije jest brzydki, bo ma dużego siusiaka i mu się nie chce zgiąć w pampersie. Jak wracałyśmy ze spaceru, Ela urwała kwiatek i kazała zawieźć dyrektorce, że niby znalazłem wiosnę. Głupi kwiatek. Zgniotę go.
"Oskar i pani Róża" w polskim wydaniu?
Błędy edytorskie - prosisz? Spróbuję wskazać co warto zmienić w interpunkcji i w zapisie (wytłuszczone miejsca to sygnały, że zaszły tam pewne zmiany), zmieniłam też układ akapitów:
"To ja, Kajetan. Jestem chłopcem, ale mówię jak dziewczynka, bo przebywam tylko z kobietami. Lubię się do nich poprzytulać, bo ładnie pachną, choć czasem mniej. Najbardziej jednak lubię zapach szafki z lekami i drewutni. Drewutnia to ostatnia sala, zamieniona na magazyn. Tam są soczki i słodycze schowane w szafie, a kluczyk w kieszonce wózka. Kiedy one kąpią dzieci, to mnie się udaje zaprowiantować żołądek. Muszę wszystko zjeść, bo nie ma gdzie schować. Nawet za koszem się wydało, ale każdy myślał, że to kto inny, a nikt, że to ja. Zawsze się boję, że po rzygach poznają. W brzuchu mam luźny dren, słyszałem, jak lekarz mówił, że mogę mieć podrażnioną otrzewną. Augustyny się nie boję, bo mogę ją wydać. O wszystkim wiem. Wypytują mnie, to za darmo nie powiem: czasami chcę na spacer, czasami na film albo cappuccino. Ostatnio podpadłem u niej, bo gdy mówiła pielęgniarkom, że za dużo rękawiczek zużywają, chciałem opowiedzieć, jak wyjmuje je z kosza, dmucha, na drugą stronę wywraca i wkłada do pudełka. Powiedziałem zaledwie: - Przecież je oszczędza... - to złapała mnie za buzię i zaprowadziła do drewutni. Czasami nie chce mi się gadać. Wszyscy mnie o wszystkich wypytują i chwalą, że taki jestem czarujący i mądry. To dlaczego nie nauczyłem się chodzić?! Najlepiej to jest w niebie. Lepiej niż na ziemi, bo aniołki są fajne i można się pobawić z Jezuskiem. Już wolałbym umrzeć, chociaż nie wiem jeszcze, jak to się robi. Olka sama i Anielka też, a ja nie umiem. Przyszedł do mnie kotek...Milutki... - Zostaw kotka, Kajtek, bo może mieć robaki albo być wściekły. - Puść babo, puść głupia! Przecież nie ma żadnych robaków... jest grzeczny! On mnie lubi - darłem się ze wszystkich sił, by przyszła dyrektorka i pozwoliła głaskać kota, a Eliza dalej szarpała kota. (powtórzenie) - Auaua! Podrapał mnie przez ciebie - krzyczałem i oddałem mu za to w łeb. - Głupi kot. Przyleciała dyrektorka. - Co się stało Kajtuś? - Eliza mnie podrapała kotem. O! - pokazałem krew na rączce. - Chcesz się pobawić kotkiem, Kajetanku, chcesz? - zapytała dobrotliwie, żebym przestał płakać, ale ja byłem już wściekły, odwróciłem wózek i powiedziałem: - Głupie baby! Poszukałem Kornelki. Była w bawialni. - Widziałam kota, był u mnie. - Co to kot? - zapytała. - Kot drapie - powiedziałem i przylałem jej, bo nie mogłem przestać się złościć. Żeby nikt nie myślał, że przeze mnie ryczy, odjechałem do łazienki. Zatrzymałem się przy stoliku. - Małgośka, co ty robisz? - Zastrzyk Pawełkowi, jak widzisz - odpowiedziała niecierpliwie. - Co ty. Nie rób! Augustyna już zrobiła. Nie rób, bo powiem, że mnie nie posłuchałaś. Chyba udało mi się ją nabrać, bo z Pawełkiem na ręku poszła szukać Augustyny. Chciałem przez ten czas wypuścić lekarstwo ze strzykawki, ale nie mogłem dosięgnąć. Szkoda. Znalazłem za to jej okulary. - Ale mocno widzę! Wszystko mocno widzę! Kiedyś mi obiecali kupić okulary. Idę (czasownik zmieniłabym na "pójdę") i powiem, że bardzo bym chciał takie okulary. I...cha, cha! Opowiem dyrektorce, jak mi się udało Małgośkę oszukać. Powiem też kucharkom. One lubią się pośmiać. Dostanę za to pyzy. Pyzy lubię, bo mogę sam kulki lepić. Ciocie mnie nie chcą puszczać do kuchni z powodu, że się uwalam i garnek na łeb mi spadnie; w końcu tak dokuczam, że kucharka przyjdzie i obieca, że mnie przypilnuje. Gotowanie w ogóle lubię. Pani Ela, ze szkółki, bierze mnie na spacer i czasami zachodzimy do sklepiku i do niej do domu. Gotujemy obiad dla Jarka - ziemniaki albo kartofle.(??? masło maślane, czy to zamierzone zestawienie?) Sam już nie wiem co, bo na obiad często mamy kartofle z ziemniakami. Dostanę dwie gumy i nie powiem, gdzie byliśmy. Ludzie chodzą po chodniku szybko i wolno, a ja jeżdżę swoim „mercedesem”. Niedługo naprawią mi nóżki. Pan doktor obiecał. Tylko mam być urokliwy, jak przyjdzie sponsor. Co to urokliwy? Jak już naprawią, to ucieknę do taty. Nikomu nie powiem. Tylko gdzie te „manowce”. Aha, poproszę pieska, to mnie zaprowadzi. Ja jestem śliczny. Wszyscy ludzie mówią. Tata mnie zechce. Bida-Bije jest brzydki, bo ma dużego siusiaka i mu się nie chce zgiąć w pampersie. Jak wracałyśmy ze spaceru, Ela urwała kwiatek i kazała zawieźć dyrektorce, że niby znalazłem wiosnę. Głupi kwiatek. Zgniotę go." _________________
Beatko dziękuję Myślałam, że po wpisie pod " Z życia szczękoszczeta" nie zechcesz ze mną już pracować. Sorrki i dzięki Daję następny fragment. Zapraszam do lektury.
To nie były dobre myśli peanno. Po prostu - powiedziałam co sądzę, ale potem już nie miałam innych, przekonujących Cię argumentów, więc zamilkłam. Z przyjemnością poczytam następne odcinki "Karczowisk".
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plfisis2.htw.pl
|
|