ďťż

Pękłam dopiero wieczorem. Jak to mi powiedziała dyrektorka? Bo są wyspą starego na oceanie nowego i zależy jej na dobrej atmosferze, a ja jestem zbyt wrażliwa. Oczywiście ma rację; łatwa to ja nie jestem, ale jak się później okazało, żadna z nas nowo zatrudnionych pielęgniarek tego egzaminu nie zdała. Rano, po nieprzespanej nocy dołożyłam starań, by wyglądać świeżo i pogodnie. Może uda mi się wyjaśnić co tak naprawdę się stało.Może przedstawiono nas w fałszywym świetle. Zapytam czy jej decyzja od czegoś jeszcze zależy, ale potem powiem prawdę, powiem co ja o nich myślę. O tym, że ludzie ludziom gotują los, o traktowaniu nas i dzieciach uprawianych na bożym poletku. Pasożytnictwo to posilanie się i czerpanie z czyjejś siły i woli. Wejdę na oddział i się postaram. Takie przemówienie już raz mi się udało; wtedy o metabolizmie organizmów zależnych i chyba mówiłam dość zajmująco, bo dziewczny słuchały z wielkim zajęciem. Uważały mnie potem za trochę przemądrzałą, ale i cieszyły, że ich koleżanka jest pozytywnie zakręcona.
Szkolenia wewnętrzne - pamiętam takie zwyczaje z innych placówek. To była uczta, wspaniała szansa wzbogacająca dla tych, którzy do wykładu szykowali się, jak i reszty. Przedsięwzięcie zawsze ambitne, do którego trzeba być doskonale przygotowanym, bo środowisko nie odpuściło. Pielęgniarka nie może się nie dokształcać, żeby nie tracić kompetencji i szacunku społeczeństwa. No i żeby w środowisku co mądrzejszy doktorek nie mógł sobie "poużywać". Wiedza medyczna tak szybko wietrzeje w zderzeniu z jej postępem. Gdyby tylko moja szansa powróciła: biblioteczka, może jakiś sprawiedliwy księżulek-pasjonat dałby się namówić na „rekolekcje”? Chciałabym przebić ten pęcherz smrodu. Ale co też ja bredzę. Teraz powiem o człowieczych emocjach. Może mi się uda. Poukładałam sobie scenariusz, wyszłam z domu, ale noc była za krótka i wszystkich łez nie zdążyłam wypłakać. W miarę zbliżania do furty uciskały na powieki, aż trysnęły pompą. Bo zaczęłam w myślach swoje przemówienie i bardzo się wzruszyłam. Zawróciłam. Przegrałam samotnie. To lepsze niż tam być skwitowana triumfalnym uśmieszkiem salowych. Bo to ich wielkie święto. Wyżarły pielęgniarki.
- Halo - odebrałam telefon spokojnym, bezbarwnym głosem, ale drżałam przy tym na całym ciele. Spodziewałam się pretensji, gdyż będąc w szoku pourazowym wzięłam kilka dni zwolnienia. Brakło mi odwagi by tam pójść i powiedzieć wszystkim, szczególnie dzieciaczkom, że więcej do nich nie przyjdę. Byliśmy przecież sobie tak potrzebni. I to wiem na pewno - bardziej one mnie, niż ja im.
- Z tej strony Aga. Gosiu, dlaczego nie przyszłaś? Bardzo tego chciałyśmy, ja i kilka jeszcze osób. Dlaczego? Ale podłość, co?
W miarę jak mówiła, ja z trudem połykałam pęknięte na kawałki serce.
- Dziękuję, Agatko, dziękuję. To miłe że dzwonisz. Myślałam, że nie zaskarbiłam sobie żadnej przyjaznej duszy, że wszystko nie miało sensu. Co słychać? A ty byś w mojej sytuacji przyszła? - zapytałam.
- Gosiulka, mój okres próbny mija za miesiąc, może mnie czeka to samo. To jest jakiś idiotyczny obóz pracy. Codziennie przychodzą nowe wolontariuszki. Popatrz, taka szlachetna sprawa i nas, idealistki wykończyła. Co za przewrotność życia - dodała i zamilkła na chwilę zdumiona, ale zaraz kontynuowała - Karola też zwolniona, ma gorzej niż ty, bo samotna z trójką dzieci, praktycznie bez źródła utrzymania. To jest tragedia. Byłyśmy im potrzebne, bo chciały przekształcić zakład w państwowy, dla statystyki, a teraz gdy status uzyskały, zrobią co zechcą i wrócą do starych zwyczajów. Byłyśmy dla nich wstrętnymi małpami i kto wie, czy nie większym szokiem, niż one dla nas. Może się czegoś nauczyły, a może nie…
- Co? – po chwili odzyskałam głos. Słuchałam jej jak w malignie. Ile jeszcze adrenaliny zniesie moje biedne, skołatane serce. - Co? To Karola też? Powtórz, bo może źle zrozumiałam.
- Tak, niestety. Powiedziały jej, że nie ma zdrowia, skoro chodzi w gorsecie ortopedycznym, wcześniej czy później wysiądzie, a nie mogą sobie pozwolić na choroby personelu. Nie stać ich.
Byłam tak zdruzgotana tą wiadomością, że poprosiłam tylko, aby po pracy zabrała mój fartuch, kubek, buty, książeczkę zdrowia i zaszła.
- Szczęść Boże – powiedziałam na koniec, bo zwykle tak witałyśmy i żegnałyśmy się na oddziale. Zawarłam w tych słowach cały żal. Karolina o swoim dysku nikomu nie mówiła.


Zdecydowanie optuje za książkowym wydaniem. Ania do nagrody NIKE
Poprawiłam peanno w tym odcinku podwójne lub nawet potrójne spacje. Nie znam przyczyny, dla której tekst tak bardzo się rozjeżdża. Uzupełniłam nieco interpunkcję.
A tego zdania nie rozumiem - chyba coś w nim jednak szwankuje (może można to powiedzieć inaczej, prościej?):

"Najpierw wyjaśnię co tak naprawdę się stało - może przedstawiono nas w fałszywym świetle, i czy jej decyzja od czegoś jeszcze zależy, ale potem powiem prawdę, powiem co ja o nich myślę." (może rozbić to na dwie następujące po sobie myśli narratorki?);

Wypowiedź pani dyrektor zapisałabym kursywą, przytaczasz właściwie dosłownie (są wyspą starego na oceanie nowego i zależy jej na dobrej atmosferze ).

Bardzo udanie łączysz historie dziecięcych dramatów, z równie przejmującym dramatem ludzi, którzy autentycznie przejmują się ich losem.
Zaraz poprawię. Tekst przed wklejeniem naprawiałam na podglądzie może dlatego? Dziękuję
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl


  •  

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

       
     
      Karczowiska (fragment 8)
    Union Chocolate.