ďťż

W noc pełni lata Rajmund Piotrosik wracał po ciężkim dniu pracy do domu. Wampiry znów zaatakowały miasto, a Łowców było za mało, by mogli się zmieniać. Musieli walczyć wszyscy naraz, żeby zatrzymać nieustanne natarcia krwiopijców. Po wielu godzinach walki udało się im wyprzeć wrogów poza granice miasteczka.
Mężczyzna ten szedł ociężałym krokiem w stronę swego domostwa. Miał dwadzieścia lat oraz był średniego wzrostu. Na jego bladą twarz opadały jasne, prawie białe, schludnie uczesane kosmyki włosów, a oczy świeciły bladoniebieskim światłem niczym księżyc w pełni. Ten dzień był wyjątkowo trudny. Tyle pracy nigdy wcześniej nie miał. „Czyżby ten świat stanął na głowie?”– myślał sobie powoli wlokąc zmęczone nogi. Ciało z wolna zaczęło odmawiać mu posłuszeństwa. Był tak wyczerpany, że nie potrafił myśleć. W tej chwili chciał jedynie wygodne rozłożyć się na ciepłym łóżku i wreszcie porządnie odpocząć. Wlókł się więc krok za krokiem chcąc się jak najszybciej położyć spać. Nie spodziewał się, że coś może się wydarzyć. Coś, co na zawsze zmieni jego życie.

Gdy tak szedł, na bezchmurnym niebie pojawiły się dwa cienie. Poruszyły one zmysły mężczyzny, ale je zbagatelizował. Ciało jednak samo zareagowało: jego źrenice się rozszerzyły, a uszy zaczęły odbierać nadzwyczaj wyraźnie wszystkie dźwięki, ale nic się nie działo. Czyżby wystraszył się cieni ptaków na nocnym nieboskłonie oraz pohukiwania sów wybierających się na polowanie? Nie. To było coś innego.
Zdawałoby się, że jest jak zwykle. Niby, jednak… Coś tknęło go, by się odwrócił.
Kiedy to zrobił, przed jego oczami pojawiła się młoda dziewczyna uciekająca przed czymś w popłochu. Postukiwanie obcasów o bruk niosło echo po pustej ulicy. Zwróciło ono uwagę Piotrosika. Przyjrzał się więc bliżej uciekającej pannie. Miała ona na sobie stary, wielokrotnie łatany płaszcz, a na jej twarzy malowało się przerażenie.
Zdziwił bardzo go ten widok. Cóż się stało, że postanowiła uciec z sierocińca, w którym mieszkała od dziesięciu lat? Znał ją od dawna, ale nigdy nie spodziewał się, że może tak postąpić. Miał wątpliwości, więc musiał sprawdzić, co się dzieje.
Stał przez chwilę w miejscu, by zorientować się, w którą stronę podąża dziewczę, a gdy wiedział już, że kieruje się w stronę ulicy, na której on mieszkał, postanowił, że ukryje się w cieniu bramy wiodącej do jego domu. Jak pomyślał, tak też zrobił. Ledwo się ukrył, a ona już biegła tuż obok bramy jego domu. Już prawie ją minęła, jednak w ostatniej chwili młodzian złapał ją za rękę i skrył w swych ramionach. W samą porę, w tym bowiem momencie wuj młódki przebiegł obok miejsca, w którym przed chwilą stali.
Gdy tak trwali w swoich ramionach, Rajmund poczuł jak szybciej zaczyna bić mu serce. Ona najprawdopodobniej również to czuła. – każde uderzenie jego serca, ale i własnego. Gdy mężczyzna przebiegał obok ich kryjówki, wtuliła się w Piotrosika tak mocno, że niemal zabrakło mu tchu, ten jednak nic jej nie powiedział. Czuł, że ona tego teraz potrzebuje. Znał ją tak długo. Tak długo… a może zbyt krótko, sam już nie wiedział. Przez wiele lat byli dla siebie przyjaciółmi, ale czy nadal darzył ją tym samym uczuciem co dawniej? Co tak naprawdę do niej czuł? Dlaczego ją uratował przed wściekłością tego mężczyzny? Próbował sobie odpowiedzieć, lecz nie potrafił.

Zdawało się, że udało im się ukryć przed wzburzonym arystokratą, gdy nagle zatrzymał się tuż u wrót wiodących na podwórze kamienicy, w której mieszkał Piotrosik. Mieszkaniec tego domu odniósł wrażenie jakby jego przyjaciółka zaraz miała wyskoczyć z ciała. Raptownie wstrzymała oddech nie chcąc puścić kuma. Zdawało mu się, że chce mu, a może nawet bardziej i sobie powiedzieć, że jeszcze chwilę, a będzie po wszystkim.
Chwila ta trwała niemiłosiernie długo. Każde uderzenie wskazówek zegara wlokło się jak nigdy dotąd. „Jak długo jeszcze?” myślał Rajmund. Za moment usłyszeli oddalające się kroki.
No i stało się. Mężczyzna odszedł. Wraz z jego wymarszem, uścisk dziewczyny zmalał przywracając Rajmundowi swobodę ruchu. On również odetchnął jednocześnie ciesząc się, że wszystko jest w porządku. Ale co teraz zrobić, kiedy niebezpieczeństwo już minęło? Przecież ona nie może tak po prostu wrócić do sierocińca… Zaczął myśleć gorączkowo, co ma teraz począć. W końcu postanowił, że zabierze ją do siebie. Wyszedł więc na zewnątrz i rzekł do niej, by za nim podążyła, a następnie odwrócił się do niej plecami i ruszył w kierunku ciemnej, cuchnącej klatki schodowej.
Nie mógł zobaczyć jej zdziwionego wyrazu twarzy, który namalował się na jej licu po jego propozycji. Nie mógł też wiedzieć w jakie zakłopotanie ją sprawił. W końcu pierwszy raz zaprosił ją do swojego domu. Pomimo tego, że od wielu lat już się znają ona nigdy u niego nie była. Co więc teraz miała zrobić? Chciała zobaczyć, co powie na to młodzieniec, ale ten nawet się nie odwrócił, tylko poszedł przed siebie.
On również nie był pewny, czy dobrze zrobił zabierając ją do siebie, ale… W zasadzie nie miał innego wyboru. Gdyby nie sytuacja, w jakiej się znajdowali, musiałby ją zostawić samą sobie na ulicy w ten deszcz, a przyjaciele przecież tak nie robią!
Szedł więc dalej czekając na jej decyzję. Już prawie znalazł się przy wejściu do mieszkania, kiedy poczuł jak zmarznięte dłonie łapią skrawek jego marynarki. Odwrócił się i ujrzał swoją przyjaciółkę czule tulącą się do jego ciała.
- Tak się cieszę, Anastazjo! – rzekł, a na jego twarzy namalował się szeroki uśmiech. Ona odpowiedziała mu tym samym, a następnie weszli razem do lokalu rozgrzewając swoje zmarznięte ciała.
Przez moment Rajmund krzątał się po domu szukając czegoś dla dziewczyny, by mogła się otrzeć z wody oraz by zdjęła mokre ubrania. Przez ten czas ona bacznie go obserwowała. Jej zachowanie wzbudziło w nim pewnego rodzaju rozbawienie. Uśmiechnął się więc do niej nieznacznie, a ona spłoszona udając, że tego nie dostrzega, zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Było to najzwyklejsze mieszkanie pełne starych rupieci, zupełnie odbiegające od jej wyobrażeń... Niepoukładane sterty starych gazet leżały porozrzucane po całym domu, a gdzieniegdzie zwisały pajęczyny czekające na interwencję gospodarza, który nie miał czasu zająć się nimi jak należy.

Była pierwszy raz u Rajmunda…. Pierwszy raz zaprosił ją do siebie. Zapewne zdajecie sobie sprawę jak ona czuła się u niego. Niby byli przyjaciółmi, ale… trudno to nazwać słowami.
On natomiast nie zwracał na nią uwagi. Zajął się robieniem rzeczy, które zwykle przywykł robić po powrocie z pracy. Wziął kawałek jakiegoś materiału i poszedł przetrzeć twarz z brudu. Gdy to zrobił poszedł do niewiasty i spytał:
- Podać ci coś? Może jesteś głodna?
- Nie, dziękuję. – odpowiedziała mu drżącym głosem wykonując ruch dłoni świadczący o rezygnacji z propozycji.
- Wszystko w porządku? – zaniepokoił się Rajmund, ale Anastazja tylko pokiwała głową na znak, że jest nic jej nie jest. – Na pewno…?
- Tak.
- Wiesz jak się o ciebie martwię. – zbliżył się do niej.
- Nie sądzisz, że o siebie powinieneś się pomartwić. Patrz jak ty wyglądasz.
- Nic mi nie będzie, ale co z tobą? – znów zrobił krok do przodu.
- Ty krwawisz! – krzyknęła ujrzawszy zranioną ręka chłopaka.
- Wyjdę z tego. – zaśmiał się delikatnie, ale jej nie był do śmiechu. Kiedy spojrzał na nią, ujrzał rozszerzone źrenice w jej oczach. – Uspokój się, to nic wielkiego. – jego głos był spokojny.
- Proszę, nie zbliżaj się już bardziej. Tak się boję…
- Anastazjo… Zaufaj mi. – wyciągnął dłoń do niej.
- Nie mogę! Nie mogę już nikomu zaufać…! – zaczęła płakać – Co mam zrobić, gdy nie ufam samej sobie?!
- Połóż nadzieję w innych, którzy będą ciebie wspierać. Pozwól im, by ci pomogli, nie dźwigaj tego ciężaru sama. – podszedł do niej, ponieważ czuł, że ona tego właśnie teraz potrzebuje. Poza tym chciał być tak blisko niej. Czuć zapach jej włosów i ciepło jej ciała. Dotykać jej białej skóry delikatniejszej od innych.
Wszystko było w porządku, do momentu, gdy znalazł się przy niej. Odruchowo złapała go za ramiona i odepchnęła jak najdalej od siebie. W wyniku tego nagłego ataku stracił równowagę i poleciał do tyłu. Nie miał jednak się czego złapać, by zatrzymać upadek, więc uderzył głową w ścianę. Przez moment pociemniało mu przed oczami, a gdy znów ujrzał swój pokój, poczuł jak krew cienką strugą wypływa po jego twarzy. Odruchowo przyłożył dłoń do zranionej skroni. Usiadłszy bezradnie na sofie spostrzegł, że dłoń, którą trzymał ranę jest cała we krwi. Powoli zaczęło pojawiać się znane mu uczucie wilczego głodu, ale zdołał mu oprzeć się.
Gdy się otrząsnął, odetchnął głęboko, choć zachowanie dziewczyny wzbudziło w nim szok. Nie wiedział, co się tak naprawdę stało, a więc nie miał pojęcia, co ma zrobić. Patrzył tylko bezradnie na dziewczynę myśląc: ”Dlaczego to zrobiłaś?”. Nie był w stanie pojąć, co czuła jego przyjaciółka, co dzieje się w jej wnętrzu. Skąd więc mógł wiedzieć, że zapach krwi doprowadza ją do szaleństwa. Nigdy zresztą nie mówiła mu o tym. Chciała zachować to w tajemnicy nawet przed nim.
Tak, nawet Rajmund Piotrosik nie znał całej prawdy o Anastazji, nic więc dziwnego, że zdumiało go jej zachowanie. Chciał się czegoś dowiedzieć, ale jednocześnie nie mógł na nią naciskać. Wolał zatem zostawić wszystko tak, jak było.
- Zrozum, nie chcę ci zrobić krzywdy! Nie pytaj mnie dlaczego… – zaczęła sama w międzyczasie popłakując bezradnie.
- Anastazjo…
- Nie jesteś w stanie zrozumieć… Nie wiesz o co w tym chodzi…
- Spokojnie.
- Mój wuj… mój wuj chciał mnie zabrać ze sobą. Przez całe życie… przez całe moje życie nie interesował się mną, a teraz… tak nagle zauważył moje istnienie. Tak bardzo się go boję… On jest straszny. Nawet nie wiesz… nawet nie wiesz jak bardzo… bardzo, bardzo straszny. Zawsze od niego śmierdzi krwią. Tak bardzo… tak bardzo tego nienawidziłam. Czułam… czułam ją tylko ja. Tylko ja… – gdy to mówiła do jego nozdrzy dotarł zapach świeżej juchy. Czyżby ona też ją czuła? Czy aby na pewno jest inna od swego rozmówcy? – Bo wiesz, ja zawsze byłam inna od innych dzieci. Czułam krew, nawet gdy inni jej nie czuli; nawet, gdy to było tylko małe zadraśnięcie. Czy to właśnie… czy to dlatego mój wuj mnie szukał? A może…? Nie! Być nie może…! Nie mógł się dowiedzieć o tobie! Nikt o tobie nie wie!
- Już spokojnie. – przytulił ją do swojej piersi. – Tu jesteś bezpieczna.
- NIGDY! Nigdy tak nie mów…
- Stało się coś? – zdziwił się.
- On cię tu zajdzie. – szepnęła. – Nie będziesz tu bezpieczny, jeśli ja tu zostanę…
- Ja nigdy nie jestem bezpieczny. – powiedział niby do siebie, niby do niej.- Nigdy, nawet tu i teraz.
- Rajmundzie. Proszę, ratuj mnie. – rzekła błagalnie. – Nie wiem, co mam robić. Tak się boję, tak się boję… zwłaszcza o ciebie. – spojrzała w jego niebieskie oczęta. Chciała w nich zobaczyć uczucie gorętsze od innych uczuć. Gdy spostrzegła blask tych oczu, spytała mimowolnie. – Czy ty też to czujesz?
- Tak. Przez cały czas boję się, że zrobię coś, co może mieć nieodwracalne skutki, ale przede wszystkim boję się o ciebie…
- Teraz wiesz już, dlaczego nie mogę tu zostać…?
- Nie możesz?! - krzyknął zaskoczony. – Ale… ale dlaczego?
- Zrozum, nie chcę ci zrobić krzywdy! Nie chcę też, aby ktoś cię skrzywdził, a teraz muszę już iść. Nie pytaj dlaczego. Po prostu nie mogę tutaj zostać… .
Zmartwiony spojrzał na nią. Nie był w stanie nic powiedzieć. Tak wiele myśli naraz chodziło mu po głowie. Tyle rzeczy wydarzyło się tego wieczoru… Przez te wszystkie przeżycia nie mógł wydusić z siebie ani jednego słowa za wyjątkiem jednej jedynej „Anastazji…” .
Serce łomotało mu jak szalone, kiedy pomyślał, że może ją stracić, że mogą się już więcej nie spotkać. „Co zrobić, co zrobić?” myślał gorączkowo, ale nie potrafił nic wymyślić. Znalazł się miedzy młotem, a kowadłem. Z jednej strony chciał ją uchronić od niebezpieczeństw, z drugiej – nie chciał jej stracić. Co więc było dla niego ważniejsze? Co było ważniejsze dla niej? Gdy tak rozmyślał, wybiła północ. Postanowił odłożyć tą sprawę na ranek, dlatego zaproponował dziewczęciu:
- Pozostań tu chociaż do rana. Tak będzie najlepiej dla nas obojga.
- Dobrze, zrobię tak, ale tylko na twoją prośbę. Pamiętaj jednak - tylko do wschodu słońca...
- Tak się cieszę.
- To nie pora. Słońce jeszcze nie wstało. Nie wiadomo, co czai się w ludzkich sercach.
- Nie wiadomo… – potwierdził po czym wskazał dziewczynie pokój, w którym mogła odpocząć, sam natomiast usadowił się na brudnej kanapie.


świeciły bladoniebieskim światłem niczym blask księżyca w pełni. - świecenie i blask to wyrazy bliskoznaczne, postawiłaś je tuż obok siebie, zrezygnuj z jednego, zmień ten fragment, żeby nie powtarzać;

zmęczone nogi - i za chwilę - Był zbyt zmęczony...;

Jedyne co widniało mu w głowie, było ciepłe łóżko - "widnieć" w ogóle tu nie pasuje, to tak, jakby ktoś bohaterowi wyświetlał napis w głowie,

Gdy tak szedł, na bezchmurnym niebie zawitały dwa cienie - na bezchmurnym niebie pojawiły się - wtedy będzie ok, "zawitać" nie pasuje frazeologicznie;

Postukiwanie obcasów o bruk niosło echo po pustej ulicy zwracając uwagę jegomościa na ich właściciela. - składnia i słownictwo! - jegomość obok właściciela? - kto jest kim, można się pogubić, ponadto "jegomość" to wyraz już mocno przestarzały;

Co tak naprawdę do niej czół? - ortograf

Nie mógł zobaczyć jej zdziwionego wyrazu twarzy, który namalował się na jej licu
zostawić samą sobie na ulicy w ten deszcz - sam się namalował? mówimy i piszemy "odmalował się na czyjejś twarzy", np. gniew

a ona spłoszona udawając - niepoprawna forma wyrazu (udając)

Gdy to zrobił poszedł do niewiasty i spytał: - skąd w tym tekście tyle archaizmów? czy akcja dzieje się w średniowieczu? "niewiasta" to był wyraz, którego używano jeszcze na pocz. XIX w., ale teraz to już archaizm, zastąp go "kobietą, dziewczyną"
Powoli zaczęło pojawiać się znane mu uczucie wilczego głodu, ale zdołał oprzeć się jemu. - składnia! (nie zdołał się mu oprzeć);

Patrzył tylko bezradnie na dzierlatkę - wyraz "dzierlatka" jest nacechowany, czy chodzi Ci o "wesołą, pełną optymizmu, młodą dziewczynę", czy taka jest Anastazja?;

Nie wiadomo, co czai się w ludzik sercach. - literówka

Przejrzałabym też ten odcinek pod kątem powtarzającego się zbyt często zaimka "to". Masz tendencję do nadużywania go.
co do 'to' też miałam takie wrażenie. Jeśli chodzi o archaizmy, to planowana akcja dzieje się w XIX w, ale jeszcze o tym nie wspomniałam. Do napisanej przeze mnie dalszej części muszę dodać jakieś informacje na ten temat, bo jak narazie umknęło to mojej uwadze. Błędy poprawię w najbliższym czasie.
Wyraz 'dzierlatka' zmienię w swoich notatkach, skro i tak robię korekty. Poza tym łatwiej znaleźć mi poszczególne wyrażenia w wordzie niż tu na forum. Mimo wszystko dziękuję za pomoc


Tak mi się zdaje, że opiekunowie działu i administracja tego forum są dla użytkowników
Pisz następne odcinki ptrelciu.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl


  •  

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

       
     
      Na rozdrożu; Rozdział 1
    Union Chocolate.