|
[M] Zawsze pozostaje nadzieja
Union Chocolate. |
Miniaturka pisana w dość specyficzny sposób – na przemian, raz od początku, a raz od końca. Dlatego proszę nie zwracać na to, że jest trochę dziwna. Przeraża mnie jedynie myśl, że co by było, gdybym była drarrystką, jakby ten tekst wyglądał. Miniaturka wyszła jakaś gigantyczna, choć miała mieć tylko pięć stron czcionką znormalizowaną. Utworek dedykowany, jak wiadomo, yunne, matce chrzestnej tego tekstu. Za betę pięknie dziękuję Aevienen, a Anaphorze za liczne porady w niektórych sprawach. Wklejone szybciej, niż miało być, ale jest to w pewnym sensie prezent na dzień dziecka :]
Zawsze pozostaje nadzieja.
Po raz pierwszy widzisz go, gdy kupujesz swoje szaty do Hogwartu. Nigdy nie pomyślałbyś, że ten drobny, wychudzony i nieśmiały chłopiec sprawi ci w przyszłości tyle kłopotów. Dopiero później dowiadujesz się, że to słynny Harry Potter. Bierzesz sobie za punkt honoru, by się do niego w jakiś sposób przybliżyć. Wyciągasz nawet rękę w koleżeńskim geście, co tobie, jako arystokracie, wręcz nie wypada, ale on ją odtrąca. Od tej chwili marzysz tylko o upokorzeniu go, w każdy możliwy sposób. Bezskutecznie. Z dnia na dzień, z każdym mijającym tygodniem, nienawiść do jego osoby rośnie coraz bardziej, a ty dodatkowo ją pielęgnujesz.
Następny rok wcale nie jest lepszy. Twoje starania nie przynoszą żadnych rezultatów i nie wiesz, co robisz nie tak. Dotąd myślałeś, że jesteś we wszystkim najlepszy, ale Potter udowadnia ci, że wcale tak nie jest. Doprowadza cię to do szaleństwa, ale, choćbyś chciał, nic nie możesz zrobić. Dlatego na każdym kroku, za każdym razem, gdy tylko go widzisz, chcesz go zdenerwować, wyprowadzić z równowagi, by pokazać swą wyższość. Gdy Komnata Tajemnic zostaje otwarta, w twojej głowie pojawia się pomysł, by wmówić wszystkim uczniom, że to on jest Dziedzicem Slytherina i tylko z pozoru uwielbia wszystkie szlamy. Na początku wszyscy wierzą w tę plotkę, a ty śmiejesz się duchu ze swojej przebiegłości. Ale niedługo dane ci jest cieszyć się swoim triumfem. Wkrótce on i tak wychodzi z tego obronną ręką, a ty zdajesz sobie sprawę, że zrobiłeś z siebie idiotę. I co z tego, że tylko ty wiesz. Sama tego świadomość cię denerwuje. Za każdym razem, gdy wasze spojrzenia się spotykają, masz wrażenie, jakby istniała między wami specyficzna więź, ale po chwili wyrzucasz tą myśl ze swojego umysłu. Jesteś Malfoyem i nie powinieneś się takimi rzeczami przejmować.
Z początku nie jesteś zadowolony z tego, że właśnie tak rozpoczął się twój trzeci rok nauki. Strach, który opanował twoje ciało, irytuje cię. W dodatku to upokorzenie. W twych myślach pojawia się wizja tego stwora z odciętym łbem, a po chwili uświadamiasz sobie, że z całą władzą, jaką posiada twój ojciec, to marzenie może się spełnić. Złość i nienawiść zostają zastąpione przez radość i dobry humor. Niemal śmiejesz się, myśląc o tym, że upieczesz dwie pieczenie na jednym ogniu. Już widzisz przed oczyma te nienawistne spojrzenie zielonych oczu. Wizja ta jeszcze bardziej cię nakręca i postanawiasz wciąż udawać, że jeszcze nie doszedłeś do siebie. Gdy na lekcji eliksirów użalasz się nad sobą, Mistrz Eliksirów, Severus Snape, nakazuje Potterowi robić wszystko za ciebie, a ty upajasz się złością kipiącą w Gryfonie. Niemal czujesz, jak jego magiczna aura otacza cię, chcąc zrobić ci krzywdę. Uśmiechasz się ironicznie, ignorując to. Zresztą Malfoyowie nie przejmują się takimi błahymi sprawami, czyż nie? Czytasz w Proroku o kolejnej, spektakularnej ucieczce Syriusza Blacka, sprzed nosa władz szkoły i śmiejesz się wraz z innymi Ślizgonami. Myślisz o tym, jak byłoby fajnie, gdyby ten seryjny morderca dopadł Pottera, ale Blaise sprowadza cię na ziemię. Twierdzi, że Złoty Chłopiec jak zwykle się wywinie i że prędzej on zacznie chodzić ze szlamą, niż Potterowi się coś stanie. Nie chcesz go słuchać, ale część ciebie zgadza się z nim. Rok szkolny mija, a ty znowu nic nie osiągnąłeś w sporze z okularnikiem. Potter jak zwykle wyszedł cało ze wszystkich opresji, ten głupi hipogryf jakimś cudem znikł, unikając śmierci z rąk kata, a ty gotujesz się z nienawiści, która wzbiera w tobie coraz bardziej. Przez chwilę zastanawiasz się, co by było, gdyby wszystko potoczyło się inaczej, ale nie otrzymujesz odpowiedzi. Nawet nie wiesz, czy takowa istnieje. Potem zapominasz o swoich rozmyślaniach, a w twojej głowie wciąż i wciąż przewija się jedno zdanie: "Prędzej czy później pożałujesz wszystkiego, Potter".
Gdy to on dostaje się do Turnieju Trójmagicznego, zazdrościsz mu. I to strasznie. Ale nie tylko ty. Uśmiechasz się z satysfakcją, widząc złość malującą się na twarzy Weasleya. Zastanawia cię natomiast jedno – dlaczego on nie cieszy się, że po raz kolejny pokazał, że jest lepszy niż inni. Męczy cię to po nocach, ale nie mówisz tego na głos. Prędzej piekło zamarznie, niż ty przyznasz się do tego. Chcąc jeszcze bardziej rozdrażnić Pottera, tworzysz plakietki, na których widnieje napis: "Kibicuj Cedrikowi Diggory'emu – Prawdziwemu reprezentantowi Hogwartu", zmieniający się po chwili na "Potter cuchnie". Nie wiesz czemu, ale przez chwilę masz nieodparte wrażenie, że nie sprawia ci to przyjemności. Uśmiechasz się paskudnie i zapominasz o tym, a życie toczy się dalej swoim torem, aż do trzeciego zadania. Bo właśnie wtedy pojawia się znikąd na placu, tuż przed labiryntem, taszcząc ze sobą ciało Diggory'ego. Domyślasz się, co się stało. Po raz pierwszy w życiu cieszysz się, że nie jesteś w skórze Pottera. Karcisz się za takie myślenie, ale jednocześnie wiesz, że to jest prawda. Zawsze chciałeś znaleźć się na jego miejscu, ale nigdy nie przyjąłeś do wiadomości, jakie ryzyko by się z tym wiązało. Teraz powoli zaczynasz rozumieć swój błąd. Jednak jesteś Malfoyem, więc wiesz, że nie powinieneś się już nad tym zastanawiać. Przedstawienie powinno nadal trwać i nie możesz tak nagle w połowie przemówienia zmieniać swojego zdania, bo wszystko, do czego tak uparcie dążyłeś, mogłoby ulec bezpowrotnemu zaprzepaszczeniu.
Tuż po wydarzeniach w Ministerstwie Magii życzysz sobie jego śmierci. Za każdym razem, gdy widzisz go w Wielkiej Sali, masz ochotę wyciągnąć różdżkę i pozbyć się go raz na zawsze. Nie obchodzi cię to, że mógłby to zobaczyć każdy, a ty zaraz trafiłbyś do celi, tuż obok swojego ojca. Wiesz, że został zhańbiony honor twojej rodziny, a ty nie możesz puścić tego płazem. Teraz nienawidzisz go z całego serca. Choć twój ojciec był śmierciożercą, kochałeś go. Nie było widać tego pod tą zimną maską, którą nosiłeś na co dzień, ale najważniejsze było, że Malfoy Senior o tym wiedział. Tylko to się dla ciebie liczyło i ignorowałeś szepty o tym, że traktował cię gorzej od skrzata. Lucjusz nie należał do ludzi, którzy pokazywali całemu światu, co czuli naprawdę. Tym się od nich różnił, to dzięki temu mógł zapewnić sobie władzę i w każdej chwili ją odzyskać, gdy coś poszło nie po jego myśli. Nie możesz pogodzić się z tym, że w pewnym sensie straciłeś część rodziny. Jednak nigdy nie pomyślałeś o tym, jak sam Potter mógł się czuć. Nie widziałeś ojca przez niecały rok, a on miał tylko tyle na poznanie swoich rodziców. Wiesz, że zachowujesz się jak wielki, nadęty egoista, ale taki już jesteś i zdajesz sobie sprawę, że nikt tego nie zmieni.
Po przybyciu do Hogwartu nadal oskarżasz go za to wszystko, co spotkało cię w lecie, za to, że musiałeś zostać śmierciożercą na miejsce swojego ojca. Ale nie nienawidzisz go już, nawet, gdy stwarzasz takie pozory. Złamanie mu nosa w pociągu i spetryfikowanie nie daje ci takiej satysfakcji, jak myślałeś, że da. Odgrywasz nawet tę całą scenę w Wielkiej Sali, by zwrócił na ciebie uwagę, ale widzisz, że on tobą gardzi. Chwilę później odwraca się do ciebie plecami, zupełnie cię ignorując, jakby zapominając i zostawiając to wszystko na dnie własnej świadomości. Zadanie, które zostało zrzucone na twoje barki, przerasta cię. Nie wytrzymujesz już psychicznej udręki. Dopiero teraz zaczynasz pojmować, czym tak naprawdę jest wojna. Że i ty, i on jesteście tylko pionkami, prowadzonymi przez graczy postawionych o wiele wyżej niż wy. Wiesz, że nic ci się nie udaje. Twoje próby spełzają na niczym, a w dodatku on orientuje się, że to ty za tym stoisz. Chciałbyś mu to wszystko powiedzieć, jednak coś cię powstrzymuje. Jesteś świadomy tego, że nie możesz… Jesteś jak zwierzę zamknięte w klatce, które chce wydostać się na wolność. W końcu nie wytrzymujesz psychicznie, a uspokojenie znajdujesz w pewnej łazience... Po twojej twarzy spływają łzy. Masz dość niesprawiedliwego świata, wojny, Czarnego Pana. Nie masz siły zabić na jego polecenie Dumbledore'a, boisz się o swoje życie. Jesteś tchórzem i zdałeś sobie z tego sprawę. Nawet pocieszenie przez jedyną osobę, która wie, jak się czujesz, nic nie daje. Marta tylko na chwilę uśmierza twój ból, który za chwilę ponownie wybucha ze zdwojoną siłą. Czujesz na sobie czyjś wzrok, ale, choć się nie odwracasz, wiesz, że to on. Widzisz w lustrze jego odbicie. Upokorzyłeś się na jego oczach, a nie chciałeś, by kiedykolwiek zobaczył cię w tak kiepskim stanie. Pytasz sam siebie, od kiedy obchodzi cię, jak będziesz wyglądać w oczach Pottera... Harry'ego... ale nie umiesz odpowiedzieć na to pytanie. Ostatkiem sił wyciągasz różdżkę. Nie wiesz, co cię do tego podkusiło, ale rzucasz pierwsze lepsze zaklęcie, które roztrzaskuje wiszącą przy suficie lampę, a zaraz potem odparowujesz klątwę Pottera i sam wymawiasz jakieś słowa, które sprawiają, że kosz na śmieci, stojący za Gryfonem, eksploduje... I wtedy przestajesz racjonalnie myśleć. Nie pamiętasz, co stało się w następnej chwili, gdyż złość na wszystko zaślepia twój ci umysł, pragniesz, by ktoś inny poczuł twój ból. – Cruci... – krzyczysz w momencie, gdy Potter poślizguje się na podłodze, jednak udaje mu się przerwać twoje zaklęcie. – SECTUMSEMPRA! Przez chwilę czujesz miłe ciepło, ogarniające twoją skórę, ale po chwili orientujesz się, że to krew. Trwa to niesamowicie krótko, choć twoim zdaniem całe wieki. Zanim upadasz na podłogę, ogarnia cię ciemność i myśl, dlaczego to zawsze musisz być ty...
Otula cię ciepło, zupełnie inne niż to przed chwilą. Otwierasz powoli oczy i od razu je zamykasz, bowiem jasność pomieszczenia, w którym się znalazłeś, razi cię. Ponownie unosisz powieki. Światło odbijające się od białych ścian nadal cię denerwuje, ale jest lepiej. Podnosisz się na chwilę z łóżka, ignorując fakt, że skóra parzy przy tym niemiłosiernie i spoglądasz w lewo. Twoje serce zaczyna bić szybciej. Widzisz wpatrującego się w ciebie Harry'ego, uśmiechającego się do ciebie życzliwie. – H-Harry? – pytasz. – Co-o... Podnosi się. Coś jest nie tak. Jego twarz nagle wydłuża się, czarne włosy przestają sterczeć i zaczynają sięgać ramion. Na ustach zamiast uśmiechu widnieje krzywy grymas. To wcale nie jest Harry. Patrzysz się w niemym szoku w opiekuna swojego domu, jakbyś zobaczył ducha. – P-prof-fesorze Snape, co pan t-tutaj robi? C-co ja tutaj robię? – Zaczynasz się jąkać. Boisz się reakcji Snape'a. Nie pamiętasz, co się stało od chwili, gdy śmietnik, stojący za Harrym, eksplodował. Nie chcesz o tym myśleć. – Panie Malfoy – zaczyna oficjalnym tonem. – Co pan robił z Potterem w łazience? Zanim zostało pytanie zadane, podświadomie wiedziałeś, jak chcesz na nie odpowiedzieć. Nawet, jeśli było to wielkie łgarstwo. "Nic, profesorze Snape. Po prostu się pieprzyliśmy. Nie można?" – Nic, profesorze Snape. Po prostu się p... – w ostatniej chwili dociera do ciebie, jaką chciałeś powiedzieć głupotę – kłóciliśmy, jak zwykle. Wychodzisz z tego obroną ręką, ale widzisz dziwny błysk w oczach Snape'a, jakby jakimś sposobem wiedział, co chciałeś powiedzieć. Wiesz, że nie mógł użyć na tobie legilimencji, ale niepokój nie chce cię opuścić. Po szybkim wyjściu ze szpitala wiąż nie możesz o tym zapomnieć. Co to wszystko mogło oznaczać? Nigdy nie zachowałeś się tak irracjonalnie, więc dlaczego? Harry coraz częściej zaczyna gościć w twoich myślach, aż pewnego dnia orientujesz się, że nie możesz przestać o nim myśleć. Nawet, gdy rozmawiasz z Blaise'em, ten w żartach mówi "Zadurzyłeś się w Potterze, że tak o nim ciągle gadasz, czy co?", co zaczyna cię mocno niepokoić.
Zaraz po tym, jak różdżka Dumbledore'a wylatuje z jego rąk, czujesz obecność jeszcze innej osoby, tej, której nie możesz pozbyć się z myśli. Odwracasz głowę i zauważasz jeszcze jedną, dodatkową miotłę. Chciałbyś się wycofać, ale nie możesz. Nie jesteś w stanie kogoś zabić, tym bardziej przy Harrym. Trzęsiesz się tak samo, jak twoja ręka. Dumbledore obiecuje ci schronienie, a choćbyś chciał je przyjąć, jest już o wiele za późno. Zwlekasz za długo, aż Snape wyręcza cię z "brudnej roboty" i razem uciekacie. Widzisz, jak Potter ciągle za wami biegnie, rzuca w was zaklęcia. Pragniesz zatrzymać się i wszystko mu wyjaśnić, ale jesteś zmuszany do biegu. Teleportujesz się do swojego domu, na granicy Hogwartu z Zakazanym Lasem. Widzisz przed swoim obliczem Czarnego Pana, który uśmiecha się pokrętnie. Snape zjawia się zaraz za tobą. Obaj zostajecie ukarani. Ty za to, że nie wypełniłeś prawidłowo swojego zadania. Snape, gdyż ci pomógł. Przez całe wakacje nie możesz odnaleźć dla siebie miejsca, snujesz się po swojej (a może i nie?) posiadłości jak duch. Słowa Blaise'a nadal dręczą cię po nocach, tak samo jak spojrzenie martwego już dyrektora. Jesteś skazany na swoje więzienie, którym zostaje Malfoy Manor. Nigdy nie wyobrażałeś siebie w takiej sytuacji. Czujesz się osaczony, stłamszony przez to wszystko i nie wiesz, co z sobą począć. Nawet pomimo tego, że jesteście razem z ojcem i matką, nie czyni to z was szczęśliwych ludzi. Przekonujecie się, że Czarnego Pana nie obchodzi los swoich sług, a żeby dojść do celu, potrafi iść po trupach swoich wrogów, jak i sprzymierzeńców. Podczas jednych z tych dni zastanawiasz się nad tym, co myślisz o Harrym, dlaczego tak nagle zmieniłeś o nim zdanie. Chcesz znać odpowiedz i denerwuje cię to, że nikt nie potrafi ci odpowiedzieć na to pytanie, Pytasz siebie, czy może jesteś z nim jakoś połączony? Jakąś dziwną więzią, przez co nie możesz o nim zapomnieć, a której nie rozumiesz? Dumasz nad tym o każdej porze dnia i nocy. Nie wiesz, jak to nazwać. Jednak gdyby ktoś zasugerował tobie, że jest to normalne dla ludzi, którzy lubią kogoś bardziej od innych, wyzwałbyś taką osobę od tych, co się nie znają. Twoja duma zostałaby urażona. Ale tak się nie stało, a ty nadal cierpisz i się męczysz, co spowodowane jest również twoją winą.
Wszystko toczy się nowym, stworzonym przez pana twojego ojca, torem, aż do czasu, gdy w twoim "więzieniu" pojawia się Harry. Jednak gdy wystawia wielkie widowisko i jak szybko przybył, tak szybko zniknął, powraca do ciebie ta nienawiść, którą czułeś do niego jeszcze w piątej klasie. Przez pewien czas jesteś na niego wściekły za odebranie ci różdżki, a złość potęguje fakt, że zrobił to w twoim własnym domu, na twoim terenie. Jednak przechodzi ci dość szybko, co jak na ciebie jest dość zadziwiające. Nawet nie wiesz, kiedy. Zastanawia cię natomiast jedna sprawa – czy ta myśl, która kiedyś do ciebie przyszła, to prawda? Czy rzeczywiście jesteś połączony z Potterem? Czy mogłaby być to normalna... miłość? Jednak nadal jest to dla ciebie absurdalne i śmiejesz się z tego, ale śmiech ten zawiera w sobie nutkę histerii. Wyrzucasz Harry'ego z umysłu i nawet ci się to udaje, ale nie wiesz, że twoje starania i tak nic nie dają, bo człowiek po prostu nie ma szans w starciu z własnymi uczuciami.
Nadchodzi czas, kiedy Czarny Pan chce zająć Hogwart dla siebie. Jak wszyscy śmierciożercy udajecie się na miejsce, nawet, jeśli Lord nie ufa już twojej rodzinie na tyle, by moglibyście zaatakować w pierwszym szturmie. Twoi byli goryle chcą zdobyć pochwałę od swojego pana, dlatego wymykają się, a ty, bądź co bądź, idziesz za nimi. Nie wiesz, co mogli wymyślić, choć nie przyznajesz się do tego, nie chcesz, by Harry'emu stała się jakaś krzywda. Przemykasz się cichcem pod ścianami Hogwartu. Jednak nikt cię nie widzi, gdyż jesteś ukryty pod Zaklęciem Kameleona. W końcu zatrzymujesz się i opierasz się o ścianę. Masz zamknięte oczy. Wsłuchujesz się w dźwięki dochodzące z korytarza. Crabbe i Goyle stoją pod Pokojem Życzeń, kilka stóp dalej, nieświadomi twojej obecności. Zatrzymujesz się obok nich i zdejmujesz z siebie zaklęcie. Przez chwilę są tak zszokowani, że nie są w stanie wykrztusić ani słowa. – Jeśli będziecie tu stać jak dwa kołki, nigdy nie dopadniecie Pottera – mówisz, by zwrócić na siebie ich uwagę. – Muszę iść z wami, jeśli chcecie zasłużyć na pochwałę Czarnego Pana. Nachylają się do siebie i szepczą coś sobie na ucho, ale wiesz, że już wygrałeś. Uśmiechasz się z wyższością, unosząc jedną brew. Nie zwracając na reakcję goryli, wypowiadasz w myślach trzy razy jedno i to samo życzenie, a po chwili drzwi do ukrytej komnaty stoją odwrotem. Wymijają cię jednak, zanim jeszcze zdążyłeś się zorientować i stajesz za nimi, widząc między ich głowami Harry'ego. – Zatrzymaj się, Potter – mówisz, powstrzymując się od wyrażenia jakichkolwiek emocji. Boisz się pokazać, że nie zależy ci na tym, po co przyszedłeś. Próbujesz skupić się na czymś innym, by o tym nie myśleć. Spoglądasz na jego rękę, w której trzyma twoją różdżkę, a na twojej twarzy pojawia się oburzony wyraz. – Masz moją różdżkę, Potter – mówisz opanowanym głosem, ale czujesz, że wkrótce zacznie się łamać. Wyciągasz przed siebie różdżkę swojej matki, boisz się, że zatrzęsie się jak pod koniec szóstej klasy, ale nic takiego się nie dzieje. W duchu dziękujesz za to. – Już nie jest twoja – słyszysz jakby zza mgły. – Zwycięzca bierze wszystko, Malfoy. A kto ci pożyczył twoją? Widzisz na jego ustach kpiący uśmieszek, a ty przez sekundę masz ochotę przywalić mu w twarz. Resztkami silnej woli powstrzymujesz się od tego. Skupiasz się na spoglądaniu mu prosto w oczy, co w tej chwili jest dla ciebie bardzo trudne. – Moja matka – odpowiadasz. Śmieje się. Czujesz, jak na twoje policzki wpełza gorąco – gotujesz się ze złości. Zaciskasz lewą rękę w pięść. Nie wie, co naprawdę czujesz wewnątrz siebie. Denerwuje cię to, że wyśmiewa się z twojej rodzicielki, choć swoją stracił ponad szesnaście lat temu. Jednak zapominasz, jak sam zachowywałeś się w stosunku do jego matki, a on odwdzięcza się tylko pięknym za nadobne. Przez chwilę dochodzisz do siebie, powtarzając sobie, że on to wszystko robi specjalnie, by wytrącić cię z równowagi. Zagryzasz wargę. Ponownie przymykasz oczy, ale zamiast ciemności, widzisz scenę, twoją wewnętrzną fantazję, w której jesteś z Harrym sam na sam, a on klęka na kolanach i... "NIE!" Krzyczysz w myślach. Nie możesz sobie pozwolić teraz na okazanie emocji. Otwierasz oczy i cieszysz się, a zarazem jesteś zawiedziony, że jednak nie jest to prawda. Słyszysz głos Crable'a. A może to był Goyle? Już sam nie wiesz, ale to nie jest ważne. Słyszysz, jak Harry odzywa się, co całkowicie przywraca cię do rzeczywistości. – To jak się tu dostaliście? – Potter pyta głupkowato, a ty przez parę chwil zaczynasz zastanawiać się nad jego wątpliwą inteligencją. – Można powiedzieć, że właściwie mieszkałem tu przez cały ostatni rok. Wiem, jak tu wejść – odpowiadasz złośliwie. Masz już dość tej całej sytuacji. Nie możesz być sobą, a zarazem nie możesz już czuć tak prawdziwej nienawiści, jak kiedyś. Czujesz się rozdarty i nie wiesz, co ze sobą zrobić. Swoje trzy knuty wtrąca Goyle. Kręcisz głową z rezygnacją. Zastanawiasz się, jak temu kretynowi udało się dostać do szkoły, skoro nawet nie potrafi wymówić poprawnej nazwy zaklęcia! Przez twoją głowę przechodzi myśl, że ta dwójka osiłków jest zakałą szlachetnego domu, jakim jest Slytherin. Chcesz, by to wszystko jak najszybciej się skończyło. Prychasz, ale nikt tego nie zauważa. Po chwili słyszysz, jak odzywa się Łasicowaty. Gdy Vincent krzyczy zaklęcie, dociera do ciebie, że przy okazji może skrzywdzić Pottera. Nie chcesz, by cokolwiek mu się stało. – Nie! – wyjesz. Powstrzymujesz Crabbe'a od ponownego rzucenia zaklęcia. Nie obchodzi cię, co się stanie z Weasleyem. Boisz się o Harry'ego, że coś mu się stanie. Pragniesz go teraz bronić za wszelką cenę, nie obchodzi cię to, co wszyscy sobie pomyślą. Chcesz odciągnąć uwagę Vincenta od ponownego rzucenia zaklęcia. "Musisz wymyślić szybko jakąś wymówkę, Draco. Dasz radę", myślisz i przytakujesz sobie w duchu. – Jak rozwalisz cały pokój, to możemy nie znaleźć tego cholernego diademu! Pomimo twojego ostrzeżenia, Vincent nie słucha cię. Wiesz, że już nie kontrolujesz go tak jak kiedyś. Wszystko przez to, co tak niedawno wydarzyło się w twoim domu. – Potter po to tu przyszedł, więc to musi znaczyć... Vincent odszczekuje, że nie będzie cię już słuchać, a ty jesteś świadomy tego, że jesteś na przegranej pozycji. Nie dasz rady, nie powstrzymasz go... Nagle rzuca Cruciatusa, a przed twoimi oczami przewija się scena, gdzie Harry leży na podłodze, trzęsie się z bólu i krzyczy wniebogłosy. – NIE! – zdzierasz ponownie gardło. – Czarny Pan chce go mieć żywego... "Idiota", myślisz. "Idiota, idiota, idiota! Jak wyjdziemy z tego cało, pożałuje, że przyszedł na ten świat!" Po chwili zauważasz Granger i chwytasz ramię Crabbe'a w ostatniej sekundzie, bo zaklęcie śmiga tuż obok niego. Nie obchodzi cię jej los, więc ignorujesz to, że twój "przyjaciel" wypowiada formułę zabijającego zaklęcia. Nie zauważasz nawet tego, że Vincent uchyla się, a z twojej ręki wypada różdżka. Stoisz przez chwilę, jakby otępiony, spoglądając przed siebie. Wszystko wyglądało tak, jakby te wydarzenia dotyczyły kogoś innego, a nie ciebie. Twoje spojrzenie pada na twoich byłych goryli i widzisz na ich ustach szalone uśmiechy. Przymykasz na chwilę powieki, a w twoich oczach pojawia się paniczny strach. Wiesz, co oni myślą, ale nie chcesz uwierzyć. Nie chcesz... – Nie zabijajcie go! NIE ZABIJAJCIE GO! – krzyczysz, aż nie możesz złapać oddechu. Patrzą się na ciebie ogłupiali, jakbyś nagle zamienił się w gumochłona. Wszystko zaczyna nabierać szybszego tempa. Jeszcze przed chwilą krzyczałeś na Crabbe'a i Goyle'a, a już w następnej chowasz się za jakąś starą szafą, bez różdżki. Nawet nie wiesz kiedy łapiesz rękę zszokowanego Gregory'ego pod ramię i zaczynasz uciekać, nie zwracając uwagi na swojego drugiego towarzysza. Jesteś wściekły na Vincenta do granic możliwości, głównie za jego niesamowitą głupotę. Przez chwilę próbujesz zrozumieć, dlaczego rzucił zaklęcie Szatańskiej Pożogi, ale nie jesteś w stanie. Przez twoją głowę przechodzi jedna, mała myśl, co z Harrym, ale widzisz, że biegnie tuż przed tobą, by za chwilę zniknąć z twoich oczu. Nagle zewsząd otaczają cię groźne płomienie, przybierające kształt węży i smoków, a ciebie ogarnia panika nie do opisania. Niemal słyszysz, jak stworzenia syczą i ryczą głośno koło ciebie, a ty nie możesz nic zrobić. Czujesz na swoim ramieniu ciężar i orientujesz się, że to Goyle zemdlał. Zauważasz stos zwęglonego drewna, które kiedyś było biurkami i zaczynasz powoli się wspinać, obejmując ciało przyjaciela, ale czujesz, że i ty powoli tracisz siły. Wiesz, że zbliża się koniec, a gdy docierasz na szczyt, z twojego gardła, wbrew twej woli, wydziera się piskliwy, niemal nieludzki krzyk. Po chwili spoglądasz w górę i widzisz Pottera na miotle, a twoje serce zaczyna bić szybciej. Wyciągasz drżącą rękę w jego stronę, czujesz, jak zaczynasz pocić się ze zdenerwowania. Niemal chcesz uśmiechnąć się w podzięce, ale w tej samej chwili twoja dłoń wyślizguje się z jego uścisku. Słyszysz krzyk Weasleya, ale ignorujesz go, nie ma to dla ciebie znaczenia. Kątem oka zauważasz, że ognista chimera chce się na was rzucić. W tej samej chwili czujesz ulgę z powodu zmniejszenia ciężaru na twoim ramieniu i unosisz się w górę, by po chwili wskoczyć na miotłę z niezwykłą zwinnością i przytrzymać się ręką najbliższej osoby, na którą natrafisz. Potter. Masz ochotę się do niego bardziej przybliżyć, poczuć ciepło jego ciała tuż przy swoim, ale w ostatniej chwili się wycofujesz. Odwracasz wzrok i teraz przypatrujesz się płomieniom trawiącym resztki przedmiotów, tak skrupulatnie ukrywanych przez wszystkich uczniów przez całe stulecia. Nie możesz zrozumieć, dlaczego wewnątrz ciebie toczy się bitwa, pomimo tego, że próbujesz. Gdzieś w klatce piersiowej szalenie tłucze się serce, jego bicie dzwoni ci w uszach, a ty masz już dość. Chcesz wydostać się z tego miejsca, stanąć na bezpiecznym gruncie z dala od ognia i popiołu. – Drzwi, do drzwi, do drzwi! – wrzeszczysz Potterowi do ucha i w tej samej chwili czujesz silniejszy opór powietrza, smagający twoją twarz. W pewnej chwili zdajesz sobie sprawdzę, że wcale nie kierujecie się w stronę wyjścia, a ciebie dopada strach, jakiego w życiu jeszcze nie doświadczyłeś. Zaczynasz się dusić, czujesz, jak powietrze umyka ci z twoich płuc i nic nie możesz na to poradzić. Instynktownie oplatasz go w pasie, a twoje palce kurczowo zaciskają się na materiale jego ubrania. – CO ROBISZ, CO ROBISZ?! DRZWI SĄ TAAAM!!! – Tylko tyle jesteś w stanie wykrzyczeć. Gdybyś wierzył w Boga, modliłbyś się o przeżycie tego piekła na ziemi. Ale tego nie robisz. Nie możesz opanować paniki przeszywającej każdy twój nerw. Czujesz jak twoje myśli spowalniają swój bieg, a umysł pracuje coraz wolniej i wolniej, tak, że nie jesteś w stanie myśleć racjonalnie. Miotła nagle zaczyna pikować, a ty wraz z nią i Harrym. Zamykasz oczy, bo boisz się zobaczyć, co czeka cię tam na dole. Z twojego gardła zaczyna wydobywać się wrzask i w tej samej chwili twoje palce wbijają się w jego żebra. Pewna część ciebie mówi, że Harry nie pozwoli ci zginąć w tych okolicznościach. Ale pozostała podpowiada, że przecież jesteście wrogami i twoje życie w tej chwili należy tylko i wyłącznie do niego i w każdej chwili może cię po prostu zrzucić z miotły. Nawet nie zdążyłeś zauważyć, kiedy miotła minęła próg drzwi, a ty uderzasz twarzą w kamienną posadzkę. Do twoich płuc dostaje się czyste, wolne od dymu, powietrze i z tego wszystkiego zaczynasz się krztusić i wymiotujesz. Czujesz, jak twoje policzki robią się gorące i czerwone ze wstydu, dlatego nie odważasz się podnieść i spojrzeć na Harry'ego. Nagle przypominasz sobie o swoim drugim towarzyszu i niemal robi ci się wstyd, że przez wściekłość o nim zapomniałeś. Ale nie czujesz wyrzutów sumienia z tego powodu, o nie. – C-rabbe. C-Crabbe... – wykrztuszasz. – Nie żyje – słyszysz głos Weasleya. Przez chwilę w twoim gardle zalega gula, której nie możesz przełknąć, a ty zastanawiasz się, co by się stało, gdybyś usłyszał te same słowa, dotyczące innej osoby. Aż ściska cię gdzieś w okolicach klatki piersiowej na samą myśl, że mógłbyś już nigdy go nie zobaczyć. Teraz to już nawet nie pamiętasz, kiedy przestałeś go nienawidzić, a zacząłeś lubić – a może od początku go lubiłeś, tylko wmawiałeś sobie, że go nienawidzisz.
Siedzisz ukryty w cieniu, tuż przy Głównych Wrotach Hogwartu. Nie wiesz, co ze sobą zrobić. Niemal każdy śmierciożerca w zamku traktuje cię jak śmiecia, zdrajcę i przyjaciela Harry'ego Pottera. Choć nie jest to prawdą. Patrzysz się nieprzytomnym wzrokiem prosto przed siebie i zauważasz, że coś się dzieje. Krótko po tym słyszysz wzmocniony magią głos Czarnego Pana. Nie możesz uwierzyć w to, co słyszysz. Czujesz w sobie pustkę, a twoje serce zaczyna krwawić. Harry – nie żyje? Kiedyś, gdybyś usłyszał takie słowa, radowałbyś się wraz z poplecznikami Lorda Voldemorta i nim samym, ale teraz nie możesz. Nie potrafisz… Gdy widzisz pochód wychodzący z Zakazanego Lasu, na czele którego kroczy ten przeklęty półolbrzym – Hagrid, z początku nie możesz zrozumieć, o co w ogóle chodzi. Patrzysz się tępo przed siebie, podczas gdy twoje myśli próbują wyłonić się z tego całego chaosu, jaki zapanował w twojej głowie. Widzisz, jak jego ciało porusza się, nie zwracając uwagi na wszystko, co dzieje się wokół ciebie. Przez ułamek sekundy myślisz, że to tylko złudzenie. Ale widzisz ruch ciała, tak widoczny dla ciebie, jak niezauważalny dla innych. I nie wiesz dlaczego, ani jak, ale jesteś pewny, że Harry żyje. Gdy Czarny Pan kładzie go pod swoje stopy, widzisz, jak jego klatka piersiowa unosi się w powolnym rytmie. Spoglądasz na ludzi, którzy zebrali się w drzwiach, a następnie na śmierciożerców i zastanawiasz się, dlaczego nie widzą tego, co ty. Gdy Czarny Pan mówi o jego tchórzliwej ucieczce, prychasz z irytacji. Zastanawiasz się, co kiedyś widziałeś w tym człowieku, który uważa się za inteligentnego. Nawet się nie zorientował, że zawiódł! Nie pokonał Chłopca, Który Przeżył! Wiesz, że Harry nigdy nie uciekłby. Jest na to za szlachetny. Przyglądasz się całemu przedstawieniu, do którego przystąpił również Longbottom, ten olbrzym Jak-Mu-Tam i centaury. A gdy wystrzeliwują strzały ze swoich łuków widzisz, jak Potter sięga ręką pod siebie i wyciąga swoją sławną pelerynę niewidkę, zakładając ją na siebie. Gdy to zauważają, wybucha zamieszanie, w którym ty pędzisz do środka, by go znaleźć. Nigdzie go nie widzisz. Wpadasz w panikę, boisz się, że nigdy już go nie zobaczysz, nie powiesz, co do niego naprawdę czujesz. Próbujesz wyrzucić te myśli ze swojej głowy, ale nie możesz. Zauważasz nawołujących cię rodziców. Biegniesz, i nie zwracając na nic uwagi, rzucasz się w wyciągnięte ramiona matki. Przymykasz na chwilę oczy. Gdy je otwierasz, stając prosto przy ojcu, widzisz, jak Harry mówi coś do Czarnego Pana. Nie słyszysz, jakie wypowiadają słowa. To nie ma dla ciebie znaczenia. Po prostu pragniesz, by wszystko się skończyło. By Jasna Strona wygrała, by ON przeżył.
Chyba po raz pierwszy w życiu rozumiesz, co to znaczy mieć rodzinę. Czarnego Pana już nie ma, a twój ojciec najzwyczajniej w świecie przez chwilę tuli cię do siebie. Oplatasz rękoma ramiona ojca. Coś wilgotnego spływa ci po policzku, a gdy przecierasz go ręką, zauważasz, że to jest najzwyklejsza łza. Puszczasz niechętnie ojca, a gdy ten kiwa głową, spoglądasz na matkę swoimi szarymi oczami i podchodzisz do niej. Nawet nie pamiętasz, kiedy twoja głowa opadła na jej bark i otoczyłeś swoimi ramionami jej talię. Słyszysz, jak jej serce zaczyna szybciej bić. Czujesz na sobie czyjś wzrok i odwracasz się, wypuszczając z uścisku swoją matkę. Wycierasz łzy rękawem i spoglądasz w prosto szmaragdowe oczy Harry'ego, którego przed chwilą jeszcze tu nie było. Uśmiecha się, a ty po raz pierwszy w życiu szczerze odwzajemniasz uśmiech. Nic się teraz nie liczyło, nie obchodzi cię reakcja rodziców. Jesteście tylko ty i on. Twoja matka pierwsza reaguje. Podchodzi do niego i mówi zwyczajne "dziękuję". Nie spodziewałeś się tego po niej, ale jesteś zadowolony. Podchodzi do ciebie i wyciąga w twoją stronę rękę. Przypomina ci się ta chwila, kiedy to ty uczyniłeś ten gest, a on go zignorował. Kiedyś obiecałeś sobie, że nigdy nie przyjmiesz jego dłoni, ale łamiesz własną przysięgę. Chwytasz rękę, uśmiech na jego ustach jeszcze bardziej się poszerza, a coś wewnątrz ciebie cieszy się z tego. Czujesz, jakby stado motylków latało gdzieś tam w okolicy brzucha i sam nie wiesz, co to jest. – Harry... – mówisz jego imię, a na jego twarzy pojawia się zdziwienie. – Zgoda? Harry rumieni się niewinnie, zupełnie tak, jakby przed chwilą nie pokonał Czarnego Pana. "Wygląda słodko", myślisz, ale nie zastanawiasz się nad tym dłużej. Wciąż przyglądasz się mu z uwagą, oczekując na odpowiedź. – Zgoda, Draco. Twoje imię w jego ustach brzmi dla ciebie komicznie, ale nie jesteś teraz w stanie się śmiać. Wpatrujesz się w niego jak urzeczony i sam nie wiesz dlaczego. Puszcza twoją dłoń, a ty masz wrażenie, jakby ogarnęła cię dziwna pustka. – Muszę już iść – mówi, rozglądając się dookoła. Chcesz mu powiedzieć, żeby jeszcze chwilę został, ale nie jesteś w stanie wydobyć z siebie głosu. Kiwasz tylko głową, bojąc się, że nie będziesz w stanie nic wydusić ze swojego ściśniętego gardła. Zakłada na siebie pelerynę niewidkę i odchodzi, a ale ty odnosisz dziwne wrażenie, że wciąż się w ciebie wpatruje...
Po dziewiętnastu latach nadal masz to dziwne uczucie, którego mimo upływu czasu nie możesz się pozbyć. Stoisz na peronie dziewięć i trzy czwarte, wpatrując się w Astorię i Scorpiusa, ale nie czujesz niczego oprócz obojętności. Tłumaczysz sobie to tym, że Malfoyowie nigdy nie kochają, ale sam nie wierzysz do końca w swoją wymówkę. Wiesz, że nie jest prawdziwa. Spoglądasz niepewnie w stronę rudowłosej gromadki i twój wzrok pada na niego. Śmieje się i przytula do swojej żony, a ty nagle zdajesz sobie sprawę, że jesteś zazdrosny. Widzisz, jak pochyla się, mówiąc słowa pociechy swojemu synowi, a kiedy wstaje, przypadkowo na ciebie spogląda, nieznacznie się uśmiechając. Masz ochotę uciec jak najdalej, ale tego nie robisz. Odpowiadasz lekkim kiwnięciem głowy, a wtedy on ponownie przestaje zwracać na ciebie uwagę. Czasami po raz kolejny zadajesz sobie pytanie, jak to się stało, że zmieniłeś o nim zdanie. Nigdy nie otrzymałeś na to odpowiedzi, ale nie musisz jej poznawać. Po prostu wiesz.
Niektóre rzeczy są niezmienne. Niewzruszenie opierają się upływającym chwilom, które nie mają dla nich żadnego znaczenia. Inne trwają tylko przez pewien czas, by za chwilę zniknąć i więcej się nie pojawić. W twoim przypadku żadna z tych tez nie jest prawdziwa, bo wiesz, że to, czego pragniesz, nigdy się nie zmieni, ale kiedyś się skończy. Nawet nigdy nie myślałeś o tym, że twoje marzenie kiedykolwiek się spełni, ale nigdy nie możesz być tego pewien. Zawsze pozostaje nadzieja.
Cholera. To było piękne. Bardzo mi się podobała ta miniaturka. Szczególnie przekrój lat życia z perspektywy Draco. Coś podobnego było w "Siedmiu latach nieszczęść" (które również wielbię ^^). Końcówka stworzona specjalnie dla fanów drarry ^^ Wszędzie wyłapie się jakieś żaluzje.
Mówisz, że beta była? Cóż... Jest trochę niedociagnięć. Ale nie za bardzo chce mi się je wypisywać. Głównie interpunkcja, w jedym miejscu zamiast kropki był przecinek, w innym brak początkowego cudzysłowia... Dużo takich małych rzeczy. Beta powinna je wyłapywać.
Długość komentarza porażająca. Wiem. Ale jestem zaczytana w "Nowicjuszce" i nie mam zbyt wiele chwil na komentarz. Całuję, Ciri
Bziuuum! I wspaniała Yunne, która dzisiejszego dnia jest narcystyczna do bólu, niczym Draco Malfoy (wszelkie pretensje składać do panny Calissy, bądź gorączki, którą, że tak powiem, aktualnie posiadam) postanowiła zobaczyć, co to wyszło spod Twojego pióra.
Wiem, że najpierw miałam skomentować "Oszukać przeznaczenie", a dopiero potem tę wspaniałą (oczywiście wspaniałą dzięki mojej skromnej osobie xD) miniaturkę. Ale nie umiałam się powstrzymać, musiałam sprawdzić, co wyszło, dzięki mojemu okropnemu marudzeniu i próbowaniu porozumieć się z Twoją drarrystyczną Weną (przez dobra kilka miesięcy), która ma chrapkę na Malfoya (ha!).
Może zacznę od wypisywania kilku błędów, które gdzieś mi tam mignęły.
Potter jak zwykle wyszedł cało ze wszystkich opresji, ten głupi hipogryf jakimś cudem znikł, unikając śmierci z rąk kata, a ty gotujesz się z nienawiści, która rośnie/wzbiera w tobie coraz bardziej. Wiadomo, o co chodzi, prawda? Usuń rośnie, zostaw wzbiera xD Było jeszcze coś, ale boląca głowa (ach, wspomniałam, że gardło też mnie boli?) nie pozwala mi przeszukać tekstu. Później poszukam i napiszę Ci na gg.
*Yun próbuje napisać coś bardziej konstruktywnego* Wciągnęło mnie już na początku, mimo że początek był taki zwykły, ale miał swój urok. A z roku na rok było coraz ciekawiej. Bardzo podoba mi się to, jak przedstawiłaś nam uczucia i myśli młodego Malfoya. I chyba to właśnie tym mnie ”Nadzieja” (no tak, skrót to ja muszę mieć do każdego tytułu xD) zauroczyła. Jestem pewna, że co jakiś czas będę wracać do niego z uśmiechem na twarzy i przypominać sobie okoliczności, w których został stworzony w Twoim nie bardzo wiedzącym, co lubi móżdżku xD (właściwie to jest tak: mózg wie, Wena wie i ja wiem, że lubisz Drarry! A Ty się tego wypierasz. Cal, przed samą sobą nie uciekniesz! ) Kanon ma wiele dziur, a Ty stworzyłaś nam taką śliczną łatkę, którą, szczerze mówiąc, już tratuję prawie jak kanon ^^ (no tak, bo podoba mi się Drarry w kanonie xD)
Perełek wypisywać nie będę - musiałabym wypisać jakąś połowę tekstu. Czekam na sequel! Uwaga! Będę marudzić xD, więc pisz szybciutko.
Ach, kremowe piwo Ci się należy za to cudo. Baaardzo dziękuję za dedykację *całuje i ściska*. Yunne.
P.S. Przepraszam, że tak chaotycznie, ale chora jestem – to wszystko tłumaczy.
Ekhm. Nie chciałam komentować na Mirriel - gdzie tekst przeczytałam - żeby nie psuć statystyk, ale tu już sobie pozwolę - wybacz, proszę.
Przede wszystkim, Calisso - wiesz, że lubię Twoją twórczość. Tłumaczenia mniej, własne rzeczy bardziej, każdy kolejny rozdział Oszukać przeznaczenie bez bólu mogę czytać po raz czwarty, piąty. Natomiast ta miniaturka - nie podoba mi się.
Może ja po prostu nie lubię zapychaczy łat w kanonie albo drarry w pigułce - ale nie podoba mi się, nie trafia do mnie. Nie trafia do mnie Twój Draco. Za często mam wrażenie, że boisz się tego, co w nim najsłabsze - pominęłaś momenty, w których wychodzi na wierzch jego małość - pokazujesz to, co według niego jest upokorzeniem, co tak naprawdę to tylko rys na dumie; pominęłaś natomiast to żałosne wołanie to życie ("Jestem Draco Malfoy! Jestem po waszej stronie!"), piski w Pokoju Życzeń są niejako nieświadome, tchórzem go nazywasz, a nie pokazujesz, przez jego przyznanie się do winy, czym machinalnie staje się mniejsza - jak gdybyś usprawiedliwiała Draco, a przecież nie o to chodzi; nie trzeba usprawiedliwienia, trzeba pokazania - i tu, chyba po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna, żądałabym prawdy, prawdy o Draco, a nie złagodzonego obrazu. Poza tym - jak na drarry - ten związek jest bardzo niewyraźny, nawet jako jednostronny. Przykro mi, według mnie zupełnie nie udało ci się przejście: najpierw Draco tak nienawidzi Harry'ego, a potem tyle chciałby dla niego zrobić, ocalić go; niby jest jakiś moment przejściowy, niby jest niepewność i brak wiedzy dlaczego, ale dla mnie to za mało. To nie jest dobrze przedstawione - ba, bardzo nierealistyczne, aż piszczy brak rozsądnej argumentacji, chociaż to kolejna rzecz, o której - wydawałoby mi się - bym nie pomyślała przy literaturze. Nie jest też logiczna końcowa obojętność Draco - nie wierzę, żeby w ogóle nic nie czuł do żony, syna, nie ktoś, kto został tak wychowany i dla kogo rodzina była tak ważna; pomijając fakt, że durne uczucie nastolatka do kogoś innego jak dla mnie nie przetrwałoby tyle lat - nie wyobrażam sobie tego. Aż wreszcie - akcja, akcja, co się łączy z łataniem dziur. Otóż, brak mi jej. Skupiasz się na przeżyciach wewnętrznych - dobrze. Ale - ja wychodzę z założenia, że tekst o uczuciach nadaje się do szuflady albo jako fragment opowiadania, a nie ono samo. Wydarzenia, które się rozgrywają, są Ci potrzebne tylko po to, by pokazać Draco; tymczasem mam wrażenie, że mimo wszystko to bohater jest rzeczą drugorzędną, potrzebną do ukazania wydarzeń, nie odwrotnie. Zgoda, nie w każdym rodzaju literatury - ale w tym akurat, owszem.
Z powyższego wniosek, że czepiam się głównie treści. Na styl nie narzekam - jak zawsze dobry, podawczy, ale też - nie podoba mi się ten podział, czas akcji. Tak jak komuś wcześniej, przypomina mi Siedem lat Elleen - z tym że jej tekst był o wiele, wiele lepszy, co bardzo szkodzi w odbiorze.
Ogólnie rzecz biorąc - to nie jest złe opowiadanie, co widać po opiniach innych. Po prostu dla mnie nie jest dobre - jest po prostu lepsze niż niektóre, ale czy to Ci naprawdę wystarczy? Rozumiem, że musiało być ciężko, ostatecznie nie lubisz Draco i nie uznajesz drarry. Ale - uhm, będąc niemiłym - widząc wyniki, zaczynam dochodzić do wniosku, że lepiej trzymać się tego, co się zna i lubi, a nie pisać na siłę. Yunne, bardzo proszę, nie zjedz mnie, wiedz, że popierałam przedsięwzięcie. Mimo to, czekam na planowany (wedle plotek) sequel - czyżby perspektywa Harry'ego? A od siebie dodam, że to, co tak naprawdę zostało mi po tym opowiadaniu, to chęć przeczytania drarry post-epilogowego. Z tym że wolałabym, żebyś Ty się akurat za to nie brała, Calisso - ponownie błagam o wybaczenie. I kajam się.
Witam serdecznie, Drarry -jestem wielką miłośniczką wszelkiej twórczości w tym temacie i nie zawiodłam się. Miniaturka fantastyczna. Na początku trudno było mi się przyzwyczaić do tej drugoosobowej narracji, ale ona idealnie odzwierciedla i ukazuje nam Dracona. Sprawia, że staje się bardziej wyrazisty. Bardzo podoba mi się, że pokazane są tutaj jego uczucia. Obawa o siebie, swoją rodzinę, bo mimo tego, że jest przecież Malfoyem. Dumnym, aroganckim i pewnym siebie, ale te uczucia są w nim stawiają go w innym, lepszym świetle. Pokazałaś nam go z tej ludzkiej strony. Harry i Malfoy ich znajomośćod nienawiści do miłości. Bardzo dobrze to rozegrałaś. Przecież Malfoyowie też kochają i potrafią prawda? Tekst rewelacyjny, napisany bardzo dobrym stylem. Postacie kanoniczne i Żywe. Wspaniała miniaturka. Zawsze pozostaje nadzieja czyż nie? Pozdrawiam Catgirl
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plfisis2.htw.pl
|
|