ďťż

Debiut.

- Nie znoszę cię, Granger!
- Wyobraź sobie, że ja ciebie też! Jesteśmy kwita, zadowolony? – odwarknęła młoda dziewczyna, odsłaniając włosy z czoła, by spojrzeć uważniej na Malfoya. Dzisiaj miał na sobie elegancki przyodziewek, wypastowane czarne buty i porządnie zaczesane włosy do tyłu. Pojedyncze kosmyki opadały na bladą twarz, która teraz wykrzywiona była w grymasie nieopisanego wstrętu. Hermiona musiała przyznać, że jest uroczy na swój sposób. Uśmiechnęła się lekko pod nosem i, tak by nie zauważył niczego, kiwnęła krótko różdżką w jego stronę. Młody Malfoy poczuł dziwne uczucie, jakby coś chodziło mu po głowie. W niemym pytaniu uniósł jedną brew i spojrzał z zainteresowaniem połączonym z dalszym wstrętem na dziewczynę.
- Wyglądasz jak idiota, Malfoy. A dokładniej – jak klaun. Wiesz kto to jest, mam nadzieję? – Obserwowała ze słodką satysfakcją, gdy twarz nastolatka przerodziła się w istną mieszankę zgrozy, niedowierzania, przerażenia i chęci mordu na Gryfonce. Zamiast misternego ogółu, któremu poświęcił zapewne wiele swego cennego czasu, i który był widoczny kilka minut wcześniej, przed uczniami Hogwartu stał czerwono włosy mężczyzna w obwisłych portkach w szkocką kratę. Całości trzymały dwa dużych rozmiarów guziki na klatce piersiowej chłopaka. Nagle z jednego wytrysnęła niewielka fontanna wody i oblała Draco po twarzy. Ściągnąwszy usta w cienką linię, jego nos zmarszczył się komicznie. W odpowiedzi również czerwony, klaunowaty nosek wydał z siebie niezidentyfikowany odgłos. Spory tłum gapiów wydał z siebie odgłos niekontrolowanego śmiechu. Nie tyle z przemiany Malfoya, ile z jego miny. Chwilę później oboje gonili się w niewielkim kole, ona w normalniej postaci, on pod przebraniem kolorowego klauna w czarnych, pomarszczonych butach numer dziesięć.
- Wciąż wyglądasz jak kretyn. I nic tego nie zmieni! – krzyknęła wesoło przez ramię po kolejnym okrążeniu.
- A ty jak bóbr, Granger! – odgryzł się szybko i z nagłą siłą machnął różdżką. Pochodnie zgasły, rozległ się krzyk kilkorga pierwszoroczniaków, by po chwili znów stała się światłość. Zapadła cisza. Przed publicznością, trzymając się pod boki, stał klaun z ironicznym uśmieszkiem na bielusieńkiej twarzy od pudru, niewielki bóbr z wielkimi siekaczami i maślanymi oczami panny Granger razem z drewnianą różdżką w łapce oraz, na samym końcu, zimny i bezwzględny Snape w czarnej szacie do ziemi, zapiętej po ostatni guzik przy szyi - tegoroczny dyrektor Hogwartu.
- Do mojego gabinetu – powiedział jedwabistym głosem i łopocząc peleryną, odwrócił się od nich i poszedł w stronę gabinetu dyrektora. Tłum tęsknie patrzył za dumnie idącym chłopakiem oraz za drepczącym u jego boku ze spuszczoną głową bobrem.
Hermiona mrucząc coś pod nosem, przekręciła się dziwnie na łapach i chlasnęła Draco ogonem w łydki. Ten zawył głośno i rozpaczliwie i pobiegł w odwrotną stronę, niż powinien. Uczniowie w korytarzu pod groźnym spojrzeniem Snape’a próbowali utrzymać dotychczasową powagę, lecz próba poniosła porażkę. Severus, mamrocząc coś pod nosem o „niewdzięcznej młodzieży tego stulecia” nieprzerwanie podążał do swej krainy spokoju, ignorując ciekawskie szepty i ciche śmiechy.

~*~

Szczęk sztućców towarzyszył codziennym rozmowom w Wielkiej Sali, dziś jak i każdego innego dnia tygodnia. Hermiona nisko pochylona nad stołem, czytała właśnie najnowsze wydanie Proroka Codziennego i oczekiwała przyjścia Harry’ego oraz Rona. Po wczorajszej rozmowie w gabinecie z dyrektorem i Draconem nie miała na nic siły i nawet na nich nie spojrzała, kiedy mijała ich w Pokoju Wspólnym. Może dlatego, że po złośliwości Snape’a nadal miała długie wąsy bobra? Pocieszająca była myśl, że Draco również coś pozostało po przemianie w klauna. Uśmiechnęła się i usłyszawszy dziwne dźwięki, obróciła w stronę wyjścia, gdzie stali teraz jej przyjaciele i jeszcze jeden wspomniany wyżej nastolatek. Ze zrezygnowaniem wstała i podeszła do chłopców, rozdzielając ich. Malfoy Junior wybuchł śmiechem na widok wąsów na jej twarzy, Hermiona zaśmiała się cicho, widząc jeszcze większy niż wczoraj, czerwony nos u chłopaka.
By ograniczyć czas spotkania do minimum, szybko się pożegnała i zaczęła ciągnąć przyjaciół do wyjścia. Ron, chcąc się wyrwać i iść coś zjeść, został zgromiony spojrzeniem dziewczyny. Pozostało mu jedynie wyobrazić sobie, że coś zjadł.
Chwilę później Hermiona usłyszała jeszcze odgłos kroków i spokojny głos przesiąknięty nieograniczoną dawką ironii albo drwiny. W danym momencie nie miała ochoty na rozważanie, jakim tonem zaczął do niej mówić.
- Hermiono, przyjaciółko moja! Zaczekaj! – wykrzyknął, zwracając na siebie większą część zebranych uczniów, i jakby walcząc ze sobą wewnętrznie, podszedł i objął ją. Z dziwnym uśmieszkiem na ustach przypatrywał się tryumfalnie pozostałej dwójce Wielkiej Trójcy. Dziewczyna uśmiechnęła się zdegustowana i zdjęła rękę chłopaka ze swojej talii, otrzepując niewidzialny pyłek ze swojego ramienia. Chłopcy patrzyli oniemiali, po czym Ron poczerwieniał ze złości.
- Wybacz Draco, przyjacielu, ale jestem zajęta – syknęła i odwróciła się do niego tyłem, ruszając w stronę lochów, kiedy dziewczyna bezwiednie rytmicznie poruszała biodrami, Malfoy musiał przyznać w duchu, że Granger pod względem urody jest niczego sobie.
Potter i Weasley poszli za jej przykładem, nie patrząc uważnie na to, co Dracon trzyma w rękach. Chwilę później dowiedzieli się jednak, że było to coś, co nazwał swoją „tajną i unikalną zabawką”, która spowodowała zmianę koloru skóry dziewczyny na różowy, potem niebieski, a następnie na czerwony. Jak bardzo wszyscy się zawiedli, gdy ona tylko zacisnęła usta w cienką linię, mamrotają coś pod nosem, i wyminęła go ponownie. Stojący niedaleko Snape przyglądał się Gryfonce i jej reakcji z dziwnym dla siebie uśmiechem.
- Jednak zastosowali się do mojego polecenia… Mhm… na swój sposób – mruknął i udał się do swojego gabinetu, by móc porozmawiać z kimś kompetentnym i godnym jego obecności.

~*~

- Hermiono, uspokój się! – syknął już zirytowany Ron, gdy dziewczyna nie przestając mamrotać pod nosem, rzucała na nich różne czary. Harry niepewnie przytaknął głową na znakomity pomysł przyjaciela.
- Przepraszam was bardzo! – warknęła i odwróciła się do nich tyłem, nadal usiłując odczarować swoją skórę. Po chwili wykrzyknęła tryumfalne „ha, ha!” i odeszła jako normalna Hermiona Granger, zostawiając Harry’ego – kurczaka i Rona – świnkę. Niech odpokutują, pomyślała i wznowiła wędrówkę do lochu numer dwa.

~*~

transmutacja minęła dziwnie spokojnie. Za spokojnie, uznała McGonagall, gdy młodzież wychodziła z sali. Siódmy rok nie mógł zachowywać się tak spokojnie. Szczególnie nie Draco Malfoy i Hermiona Granger. Zastępczyni dyrektora oczywiście nie mogła wiedzieć, co jest powodem takiego cichego zachowania dwójki jej uczniów. W czasie lekcji nie mogła również zauważyć wściekłych, ukradkowych spojrzeń rzucanych przez Hermionę w stronę młodego Ślizgona, gdy ten podrzucał jej tajemnicze liściki wywołujące na policzkach dziewczyny ogniste rumieńce. Nikt nie wiedział jednak czy rumieńce są z zażenowania treścią świstków papieru, czy ze złości. Harry i Ron patrzyli zahipnotyzowani, jak ich najlepsza przyjaciółka mrucząc pod nosem różne obelgi na temat „zniewolenia świata przez takich tumanów jak Malfoy”, odpisuje na niepożądane listy. Nie widzieli jej jeszcze w takim stanie.
Zawsze spokojna i opanowana pilnowała ich – nierozgarniętych Gryfonów. A teraz? W tej chwili to Harry ją uspokajał i uciszał zarazem. Ronald, chcąc o coś zapytać, nim otworzył usta – został zgromiony spojrzeniem koleżanki. Od tamtego czasu uniósł się honorem i nawet nie zamierzał spojrzeć na jej poczynania. Musiał jednak przyznać, że korciły go wiadomości od Malfoya i, chcąc nie chcąc, mimowolnie zerkał w stronę Gryfonki. Kiedy przyleciał kolejny niepożądany papier, a dzwonek oznajmił koniec zajęć, Hermiona krzyknęła z radości, że może wreszcie wyjść spokojnie z klasy, nie widząc więcej tego dnia Ślizgona. McGonagall zdziwiła się radosnymi krzykami dziewczyny po skończonej lekcji, lecz starała się w to nie mieszać. „Każdy może mieć gorszy dzień” – pomyślała i weszła na swoje zaplecze w kącie Sali do transmutacji, by przygotować się na czwarty rok Ravenclawu. Nie zobaczyła już Hermiony przyozdobionej w maskę maniakalnego mordercy żądnego krwi na twarzy, gdy ta wyrzucała garściami potargane papierki do kosza na śmieci. Draco wyszedł jako jeden z pierwszych, więc dziewczyna nie mogła go spostrzec, gdy przemierzała korytarz z zamiarem udania się do Wielkiej Sali. Czatujący za drzwiami blondyn machnął różdżką na odchodzącą dziewczynę i wymówił formułkę zaklęcia. Zachichotał, jak małe dziecko, gdy Hermiona Granger niepostrzeżenie zamieniła się w Minerwę McGonagall. Przestał chichotać, gdy ciężkie drzwi huknęły i odsłoniły go, ukazując jego oczom prawdziwą nauczycielkę transmutacji. Zamarł z głupawym uśmieszkiem na ustach.
- Malfoy… co ty tutaj robisz? I czemu chichoczesz jak opętany pięciolatek? – warknęła, patrząc na niego srogo.
- Yyy, podziwiam widoki, proszę pani. A czemu chichoczę?... Hm, to ze szczęścia! Stęskniłem się za tym srogim wyrazem pani twarzy, profesor McGonagall! I wreszcie panią widzę, cóż za szczęśliwa dla mnie chwila – wymamrotał i wymuszając szeroki uśmiech, przytulił nauczycielkę. Zacisnął powieki, gdy ta zdrętwiała, a potem nagle poklepała go niepewnie ręką po plecach. Wyprostowała się jak struna, po czym powiedziała:
- Rozumiem cię, Draconie. W dzieciństwie nie byłeś przytulany przez rodziców. Mimo wszystko tracisz dwadzieścia punktów za nieodpowiednie zachowanie i obściskiwanie się na korytarzach z nauczycielami – uśmiechnęła się perfidnie i poszła. „Niech no ja tylko pochwalę się Severusowi! Będzie wręcz zachwycony zachowaniem Malfoya! Spali się ze wstydu na tym swoim stołku dyrektora, ha!” – pomyślała ironicznie i skierowała się w stronę Pokoju Nauczycielskiego.

~*~

Hermiona dziwiła się straszliwie, gdy uczniowie przepuszczali ją i patrzyli na nią niepewnie. Kiwali głowami na powitanie i odchodzili daleko, pewnie aby nie stracić upragnionych punktów. Zamyślona wchodziła przez drzwi do Wielkiej Sali, nie zwracając uwagi na grzecznościowe wypowiedzi uczniów: „Dzień dobry, pani profesor”. Zmęczona przemierzaniem korytarzy stanęła wreszcie na upragnionym miejscu przy stole Gryffindoru. Zasiadła na swoim krześle i czekała na przyjaciół z Domu Lwa. Ignorowała wszystkie zaciekawione spojrzenia uczniów i jedno bardzo rozbawione, należące do nikogo innego, jak nie do Draco.
- Wreszcie jesteście! – wykrzyknęła uradowana czarownica i odwróciła się w stronę skąd dochodziły głośniejsze kroki. Jej zdumienie nie miało granic, gdy zamiast Harry’ego i Rona ujrzała profesora Snape’a. – P-profesorze, Snape, dzień dobry. – Wydukała i wstała zgodnie z zasadami dobrego wychowania. Ten podniósł ironicznie brew i zaśmiał się pogardliwie.
- Minerwo, od kiedy jadamy z uczniami, przy ich stołach? I od kiedy zwracasz się do mnie per „profesor”?
- Minerwo? – szepnęła cicho, niezdając sobie sprawy, z tego o czym on w ogóle mówi.
- Czyż nie jesteś opiekunem Domu Lwa, Minerwą McGonagall, koleżanko? – zapytał drwiąco, świetnie się bawiąc z jej niepewnej miny. – A może się mylę?
W tym samym momencie do pomieszczenia weszła prawdziwa McGonagall, a za nią Ron i Harry, którzy zapewne stracili w jakiś sposób punkty. Widząc sobowtóra nauczycielki transformacji, szybko podbiegli razem z Minerwą do Hermiony i Snape’a.
- Severusie! Co to ma znaczyć?! – wskazała podbródkiem na młodą Gryfonkę.
- Też chciałbym wiedzieć, Minerwo – warknął i spojrzał uważniej na kobietę stojącą przed nim. – Niech zgadnę: panna Granger? – spytał jedwabistym głosem, zmysłowo przeciągając sylaby. Dziewczyna zacisnęła usta i wywracając oczami, skinęła głową. Snape z satysfakcją uniósł głowę i ujrzał ubawionego po pachy Dracona. Uniósł brew i przywołał go zniecierpliwionym ruchem ręki. Ten zbladł, ale grzecznie podszedł z wysoko podniesioną głową.
- Słucham, sir?
- Odczarujesz ją. Wiem, że zrobiłeś to ty – dodał, gdy spostrzegł, że zamierza zaprzeczyć.
- Tak jest, sir – wymamrotał i machnął niedbale różdżką, nie wiele myśląc o zaklęciu. Ukazała się Hermiona w samej bieliźnie. Draco wykrzyknął głośne „Aaa!”, oblał się rumieńcem i znowu poruszył różdżką. Nastolatka pokryła się piórami, a wokół niej pojawiły się żółte ptaki. Wrzasnęła, wystraszając profesor Hooch, ciekawie przyglądającej się scenie rozgrywanej na środku sali i kilka innych uczniów. Pozostali, głównie Ślizgoni zanieśli się śmiechem. Severus łaskawie złapał swą różdżkę i machnął nią od niechcenia, przywracając dziewczynie normalną postać, w której wybiegła z pomieszczenia z czerwonymi wypiekami na policzkach. Draco zamierzał usiąść i ponownie zacząć wyć ze śmiechu, jednak zatrzymał go Snape, który wycedził cicho: "Szlaban w lochu numer jeden o ósmej zero, zero. Bez spóźnienia", po czym odszedł do stołu nauczycielskiego.

~*~

Hermiona z miną seryjnego mordercy kreśliła coś na kartce, kiedy przybyli jej przyjaciele. Ron wyglądał na zaniepokojonego jej zachowaniem. Harry, widząc jego zmieszanie, zaczął delikatnie rozmowę.
- Hm, Hermiono? – słysząc zachęcający pomruk gdzieś z dołu kontynuował: - Co robisz?
- Plan , Harry Potterze. Coś nie tak? – spytała chłodno.
- Plan wydarzeń do treści jakiejś ciekawej książki, rozumiem? – ucieszył się Ronald, odprawiając zaniepokojony wyraz twarzy. Jego nadzieje zostały rozwiane, gdy przyjaciółka zmierzyła go krytycznym wzrokiem.
- Plan śmierci Draco Malfoya w wielkich męczarniach! – poprawiła go z tryumfem, a w jej oczach pojawiły się niebezpieczne błyski. Chwilę później odetchnęła głęboko i usiadła wygodniej na ławie. Z kieszeni szaty dobyła swej broni, która okazała się dwiema kostkami do gry. Je również trzymała z wyrazem satysfakcji i tryumfu. Krzyknęła krótkie „ha!” i obrzuciła idącego przez Wielką Salę Dracona morderczym spojrzeniem. Harry i Ron podążając za jej spojrzeniem ryknęli śmiechem, w myślach kreując tortury chłopaka.
Przedmiot śmiechów popatrzył na nich z nieukrywaną pogardą i nie pomyślał: „Coś się stanie” ani nie: „Co oni knują, kiedy tak na mnie patrzą?”, tylko: „Ha, ha, ha! Wreszcie świat odkryje, co to za przygłupy!”. W czasie gdy on szedł nieśpiesznym krokiem w stronę swojego stołu, Hermiona pierwszy raz rzuciła kostkami do gry. Wypadło w sumie siedem czarnych oczek. Dziewczyna spojrzała z szatańskim uśmiechem na ustach w stronę notesu, gdzie zapisała zaklęcia. Zawyła z uciechy, gdy Draco otulony w złoty pył nagle wyskoczył w górę, krzyknął przeraźliwie i, z szatą na twarzy, przejechał po całej długości swego stołu, rozbryzgując wszelakie jedzenie i napoje na innych Ślizgonów. Dyrektor usiłując znaleźć sprawcę wydarzenia przeszukał wzrokiem salę, zatrzymując się na pannie Granger. Niestety, dziewczyna nie wyglądała na podejrzaną, gdyż zeszyt i kostki miała na kolanach pod stołem, a śmiała się tak, jak wszyscy inni. Nie mógł jej oskarżyć. Hooch zaśmiała się i spojrzała z uznaniem na Gryfonkę, gdyż była pewna, że zrobiła to ona w odwecie, po czym przeniosła swoje spojrzenie na Minerwę topniejącą ze złości. Uśmiechnęła się do niej figlarnie i wyszła tylnim wejściem z pomieszczenia.
Hermiona ponownie rzuciła kostkami, które wyrzuciły dwa oczka i machnęła dyskretnie różdżką. Włosy Ślizgona zamieniły się w czarne, jak smoła włosy profesora Snape’a, a on, jakby pod działaniem Imperio, zaczął tańczyć niczym baletnica. Metamorfozy odbywały się co piętnaście sekund. Raz była to małpa, innym razem szczur, a kolejnym ukazała się postać Draco odzianego nie tylko w czarne włosy, ale również w czarne Severusowe szaty, tworząc Severusa w całości. Minęło kilka chwil, gdy przy chłopaku znalazł się Snape z zamiarem wlepienia mu szlabanu. Dziewczyna, wykorzystując sytuację, by jeszcze bardziej zezłościć chłopaka i przy okazji nauczyciela, rzuciła się na jednego z nich z piskiem: „Mój malutki, biedny Dracuuuś! Nic ci nie jest?”. Na swoje nieszczęście, albo też i szczęście trafiła na prawdziwego Mistrza Eliksirów, który pod jej dotykiem zesztywniał i wściekłym głosem wrzasnął, że mają razem szlaban, a Draco jeszcze jeden zaległy. Młody Arystokrata w przebraniu ruszył w stronę drzwi, niczym francuski dostojnik w stronę szafotu, posyłając dziewczynie wściekłe spojrzenie. Ta wyszczerzyła się w uśmiechu i pobiegła do przyjaciół, by razem z nimi spędzić resztę dnia.

~*~

- On jest okropny! – zawyła Hermiona, gdy kilkadziesiąt minut po północy ledwo przekroczyła próg Pokoju Wspólnego. Harry i Ron czekali na nią, jak prawdziwi przyjaciele. Widząc ich pytające spojrzenie dodała: - Snape! Malfoy też, ale Snape bardziej. Nawet nie wiecie, co kazał nam razem robić. Wyobraźcie to sobie! Jutro wam wszystko opowiem. Teraz idę spać, padam z nóg!

~*~

Przez następny tydzień obydwoje, Draco i Hermiona, robili sobie nawzajem różne głupie, niekiedy nieudane, dowcipy. Nie dorównywali w tym Fredowi i George’owi, ale publiczność i tak się cieszyła, gdyż miała nieraz ciekawe widowisko.
Pewnego dnia młody Malfoy wszedł do Wielkiej Sali nie w blond włosach, a w różowych. Na początku nie wiedział o co wszystkim chodzi, i nie przejmował się. Dopiero widząc niepewne spojrzenia Ślizgonów w stronę jego włosów, zaniepokoił się. Jeden z broniących go osiłków łaskawie, choć nie składnie, wytłumaczył mu w czym rzecz. Czerwieniąc się i blednąc na przemian, patrząc prosto na Hermionę morderczym wzrokiem, wybiegł z pomieszczenia. Nie pojawił się na porannych lekcjach. Podczas drugiego śniadania nikt nie zwrócił uwagi na ględzenie Hagrida o zaginionej sklątce tylno wybuchowej, jednak o ładnie zapakowany prezent przy miejscu Hermiony, zahaczył wzrokiem każdy. Właścicielka pakunku patrzyła nań podejrzliwie, szczególnie wtedy, gdy w środku coś zapiszczało. Po kilku minutach odpakowała go już bez wahania. Krzyknęła przeraźliwie, gdy ze środka wyskoczyło stworzenie, o którym wciąż rozprawiał Hagrid. Winnego oczywiście nie było na sali. Uczniowie wzięli to jednak za odwet, tym razem Draco na Hermionie.
Dwa dni później miał odbyć się mecz, kończający ferie. Grali Slytherin i Ravenclaw. W trakcie spotkania, pannie Granger zachciało się zemścić na Draconie, więc wyczarowała, jak określili to widzowie, chmarę ważek, albo motyli – to trzeba jeszcze ustalić, - które poleciały prosto na chłopaka. Znając charakter Malfoya, który od trzeciej klasy się nie zmienił, Draco pobladł ze strachu, z jego ust wydobył się przeraźliwie głośny krzyk, a ręce puściły rączkę miotły. Nim wszyscy się obejrzeli, nastolatek spadał w dół z nadzwyczajną szybkością. Gdyby nie refleks dyrektora, Dracona już by nie było. Po tym doświadczeniu Hermiona zaprzestała robić kawały. Ślizgon zakończył swą działalność, podczas jednej z lekcji astronomii. Chcąc oddać jej za niespodziankę podczas meczy, gdyż wiedział, że to ona, zaszedł ją od tyłu z zamiarem przestraszenia. Nie wykluczał możliwości, że dziewczyna może spaść, ale nie dopuszczał jej również do spełnienia. Tak się jednak stało. Kiedy dziewczyna zsunęła się ze stromej krawędzi, na którą się przesunęła podczas chwili słabości, Draco rzucił się za nią, by nie zostać wyrzuconym ze szkoły za morderstwo. Tym razem nic się nie stało dzięki intuicji nauczycielki Astronomii. Powiedzieli sobie nawzajem: „Dość”.

~*~

Minęły kolejne dwa tygodnie. O dziwo, w spokoju. Nie można powiedzieć, żeby uczniowie nie byli zawiedzeni. Nie starali się nawet tego ukrywać. Obydwoje zbywali wszystkich dziwnymi pomrukami i złowrogimi spojrzeniami. Severus zaczął podejrzewać, że znów coś knują. Mimo wszystko – jest za spokojnie! Merlinie, zrób coś, bo zwariuję z tej nudy! – wrzeszczało jakieś inne jego wcielenie. Znudzone, czarne oczy bez blasku patrzyły na twarze kolejnych uczniów. Brakowało dwójki siódmoklasistów. Merlinie!, jęknął głośno, gdy zamkiem wstrząsnął szalony krzyk zza drzwi Wielkiej Sali.
- Malfoy, durniu przerośnięty! Zostaw mnie wreszcie w spokoju!
- Ani mi się śni, ha! Masz, szlamo jedna! – wybuch, zielone światło mieszające się ze złotym prześwitujące przez szpary między drewnem. Snape pełen wszelkich obaw zerwał się z miejsca, lecz po chwili opadł bez tchu, chowając twarz w dłoniach. Ku nauczycielom niezdarnie dreptała kudłata kaczka z wąsami – pewnie skrzyżowanie bobra, kota i kaczki, – a zaraz za nią biegł różowy prosiak, który przypomniał Harry’emu o Dudleyu. Sala ryknęła śmiechem, a Severus żałował swej prośby do Merlina. Tak, sprawdziło się! Merlin jest wszechmogący! I nieopisanie głupi.

~*~

Poza zasięgiem wzroku uczniów, uśmiechnięta Sybilla przerzuciła magiczną kulę z jednej ręki do drugiej, poprawiła grube szkła na nosie i, z jeszcze szerszym uśmiechem na twarzy, wyciągnęła dłoń w stronę McGonagall. Ta, z miną skazańca, ociągając się wyciągnęła wypchaną, niewielką sakiewkę i rzuciła nią w Sybillę, która zachichotała, jak gdyby Minerwa połaskotała ją. Muszę porozmawiać z panną Granger o jej zachowaniu, koniecznie!, pomyślała nauczycielka transmutacji i podparła dłonią głowę. Przez jej wybryk przegrała właśnie zakład, z czym wiąże się strata trzydziestu pięciu galeonów.
- Widzisz, Minerwo, ostrzegałam cię. Trudno jest przegrywać, nieprawdaż? – Rzuciła wesoło Hooch, łapiąc woreczek z galeonami od Flitwicka, który nie wyglądał na zachwyconego faktem, że stracił właśnie, nie trzydzieści pięć galeonów, ale pięćdziesiąt! Razem z Minerwą jęknęli głośno i rozdzierająco zarazem, gdy Severus zaczął prawić im kazanie na temat hazardu. Szczególnie takiego, w którym nie jest się pewnym zysku.


Debiut, mówisz? A więc na wstępie powiem, że źle nie jest. Tekst napisany sprawnie, choć dosyć niepewnie posługujesz się piórem (tudzież klawiaturą), co w pewnych momentach widać - a do czego przejdę później. Gorzej z treścią - ta nijaka. Ot, miniaturka jakich nie lubię - wyrwany z kontekstu obrazek fabularny, który mógłby mieć prawo istnienia jako fragment czegoś dłuższego, ale jako całość robi niewielkie wrażenie. Brak w tym treści - bitwa na dowcipy? A ileż razy to było? Na dodatek w wykonaniu Hermiony i Draco to coś nierealnego, bo oboje są zbyt poważni na takie rzeczy: ona zbyt poważnie traktuje samo życie, on nienawidzenie jej - i to nienawidzenie jako przedstawicielki gatunku, ze się tak wyrażę, którego nie lubi, bo przecież jego nienawiść bardziej była skierowana w stronę Harry'ego, Rona. Tym samym kanon poszedł się kochać.
Poza tym, co jest największą wadą tekstu - znudził mnie. Zbyt długo wałkujesz to samo: dowcip - dowcip - dowcip - dowcip, wieczny atak - kontratak. Dowcipy niemal na początku straciły swoją moc, bo ileż można farbować komuś włosy bądź transmutować go? Zwłaszcza przemienienie w profesor McGonagall było banalne - i to niezauważone przemienienie, pfi! Zbyt często zerkałam z niecierpliwością, kiedy koniec, a doczytałam tylko po to, by móc się wypowiedzieć o całości. Ta właśnie końcówka, owszem, poniekąd sympatyczna - ale to za mało. Ogólnie rzecz biorąc treść słaba, wałkujesz ten sam temat i nie wnosisz do niego niczego nowego.
Natomiast technicznie jest całkiem dobrze, co mnie cieszy. Pozwolę sobie wypisać wszystkie niedociągnięcia, jako że niewiele ich było.


Dzisiaj miał na sobie elegancki przyodziewek, wypastowane czarne buty i porządnie zaczesane włosy do tyłu, pojedyncze kosmyki opadały na bladą twarz, która teraz wykrzywiona była w grymasie nieopisanego wstrętu.
postawiłabym kropkę po "do tyłu" i resztę zrobiła nowym zdaniem


Wiesz kto to jest, mam nadzieję? – obserwowała ze słodką satysfakcją
Obserwowała, dużą


w obwisłych portkach w szkocką i kolorową kratę
jedno z dwojga jest tutaj zbędne; szkocka krata ma pewien typowy zestaw kolorystyczny i jeśli przyodziewek ten odbiegał od niego, to już nie był w kratkę szkocką, ale zwykłą, kolorową


- Wciąż wyglądasz jak kretyn. I nic tego nie zmieni! – Krzyknęła wesoło przez ramię po kolejnym okrążeniu.
krzyknęła, małą


- Do mojego gabinetu. – Powiedział jedwabistym głosem, uśmiechnął się drwiąco
powiedział, bez kropki; i stanowczo protestuję przeciw drwiącemu uśmiechowi - to nie jest obowiązek, umieścić drwiący uśmiech przy Snape'ie, a w tym wypadku wydaje się kompletnie nie na miejscu, bo Snape był nie tyle złośliwy, co wściekły na tę dwójkę


Tłum tęsknie patrzył za dumnie idącym chłopakiem oraz, za dreptającym u jego boku ze spuszczoną głową bobrem.
przecinek zbędny; i raczej drepczącym niż dreptającym


kiedy mijała ich w Pokoju Wspólnym
pokoju wspólnym, małymi


Pocieszająca była myśl, że Draco również coś pozostało po przemianie w klauna.
że u[/u] Draco bądź - chyba lepiej - że [b]w Draco również


By ograniczyć czas spotkania do minimum, szybko się pożegnała i zaczęła ciągnąć przyjaciół do wyjścia.
a zjeść, przepraszam bardzo, kiedy mieli? szczerze wątpię, by Ron zrezygnował z posiłku dla nieuzasadnionego kaprysu Miony


Wybacz Draco, ale jestem zajęta, przyjacielu
Wybacz, Draco, przyjacielu, ale jestem zajęta - bądź - Wybacz, ale jestem zajęta, Draco, przyjacielu


Mhm… na swój sposób. – Mruknął
bez kropki, mruknął


dy dziewczyna nie przestając kląć, rzucała na nich różne czary
Hermiona? uważaj, bo uwierzę


Siódmy rok Gryffindor – Slytherin nie mógł zachowywać się tak spokojnie.
na szóstym i siódmym roku wybiera się minimalną liczbę przedmiotów, które się studiuje, skutkiem czego klasy są mniejsze i - łączy się je, co oznacza, że nie siódmy rok Gryffindor – Slytherin, ale cały siódmy rok


Nikt nie wiedział jednak, czy rumieńce są z zażenowania treścią świstków papieru czy ze złości.
przecinek rpzed drugim "czy"


Harry i Ron patrzyli zahipnotyzowani, jak ich najlepsza przyjaciółka mrucząc pod nosem różne obelgi na temat „zniewolenia świata przez takich tumanów jak Malfoy” odpisuje na niepożądane listy.
przecinek przed "odpisuje"


Yyy, podziwiam widoki, proszę pani. A czemu chichoczę?... Hm, to ze szczęścia! Stęskniłem się za tym srogim wyrazem pani twarzy, profesor McGonagall! I wreszcie panią widzę, cóż za szczęśliwa dla mnie chwila – wymamrotał i uśmiechając się szeroko, przytulił nauczycielkę.
Drrraco? nie, nie i już


Tak jest, sir. – Wymamrotał
bez kropki, wymamrotał z małej


Plan wydarzeń śmierci Draco Malfoya w wielkich męczarniach!
śmierć Draco Malfoya (a nawet torturowanie Draco Malfoya) to mimo wszystko jedno wydarzenia, toteż nazwa plan wydarzeń jest tutaj nieadekwatna; plan, zwykły plan


Wypadło w sumie siedem czarnych i pięknych oczek.
pięknych i czarnych, zazwyczaj najpierw podajemy opinię, potem fakty; pomijając fakt, że trudno uznać oczka za piękne (raczej zwykle) i lepiej brzmiałoby bez i, a z przecinkiem


Grali Slytherinem i Ravenclaw.
Grali Slytherin i Ravenclaw.


W trakcie spotkania, pannie Granger zachciało się mu oddać
nie powiem, jak brzmi to zdanie wyrwane z kontekstu; a że "on" pojawia się w poprzednim akapicie, wypadałoby powtórzyć: pannie Granger zachciało się oddać Draconowi; a żeby pozbyć się owego brzmienia, wypadałoby też zamienić oddanie na mszczenie lub coś podobnego


Ślizgon zakończył swą działalność, podczas jednej z lekcji Astronomii.
nazwy przedmiotów małą literą w języku polskim; gdzieś po drodze umknęła mi chyba jeszcze transmutacja


Malfoy durni przerośnięty!
wołacz oddzielamy od reszty zdania przecinkiem (przecinkami)


Ta, z miną skazańca, ociągając się wyciągnęła wypchaną, niewielką sakiewkę i rzuciła nią w Sybille
Sybillę

Obawiam się, że uciekło mi sporo rzeczy po drodze, ale nie chce mi się więcej szukać, a komentarz i tak jest już gigantyczny. I to by było na tyle - życzę powodzenia w dalszym pisaniu i czekam na kolejne Twoje utwory.
A mnie się podobało. Pomijając fakt, że kanon leży tu i kwiczy, jest bardzo dobrze, moim zdaniem. Nie wyobrażam sobie ani Hermiony, ani tym bardziej Malafoya w wielu z przedstawionych u ciebie sytuacji, ale to chyba właśnie ta kwestia sprawia, że tekst mi się spodobał.
Było kilka błędów, ale większość wypisała Isamar, więc ja się już nie będę tym zajmowała.
Niektóre dialogi mnie powaliły, inne natomiast zniechęciły. Ale jednak wyszło na plus ;)
Pozdrawiam i mam nadzieję, że stworzysz coś jeszcze ;))
Mimo iż nie czytuję często miniaturek, bo jak dla mnie są zbyt krótkie i nawet nie mam czasu się nimi pozachwycać, to ta mi się podobała.
Pomijając fakt, iż fabuła dość dziwna, jakby wyrwane z treści jakiegoś dłuższego opowiadania.
Błędy wytknęły już moje poprzedniczki więc nie będę się dłużej czepiała.
Najbardziej zaskoczyła mnie Hermiona jako McGonagall (kwiik)
Moim zdaniem jak na debiut, to wyszło ci całkiem zgrabnie. Pisz dalej, chętnie przeczytam twoje inne dzieła.
Sherie
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl


  •  

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

       
     
      [M] Prawie jak przyjaźń.
    Union Chocolate.