ďťż

Chyba mój sztandarowy fik, może nie ulubiony,ale cenię go sobie. Powstawał w dzikich okolicznościach, jak cała moja twórczość. Akurat uczyłam się do egzaminu z dyplomacji i pomysł wpadł mi do głowy.
Wszystkim moim świadomym i nieświadomym inspiracjom dziękuję raz jeszcze.
Miłej lektury

Mari

rating G, ostrzeżeń brak

Mozaika z kolorowych szkiełek

Wymyśliła tę grę, kiedy były tylko we dwie. Ona i jej siostra. Andromeda i Bellatrix.
Wtedy rozumiały się bardzo dobrze.
Pięcioletnia dziewczynka z długimi, falującymi włosami bawiła się z drugą, starszą i o wiele ładniejszą szkiełkami w barwach tęczy. Układały swoje własne mozaiki, niewzorowane na sztuce mugolskiej. Obie były czarownicami.
Na początku Bella twierdziła, że jej młodsza siostra miewa dziwne pomysły, ale potem sama zaczęła dokładać szkiełka do mozaiki Andromedy. Obie robiły to na strychu, po skończonej nauce podstawowych zaklęć, w tajemnicy przed rodzicami. Nie chciały denerwować matki, która spodziewała się kolejnego dziecka.
Kilka lat później, kiedy Narcyza podrosła, Andra pokazała jej tę zabawę. I dziewczynka zaczęła układać szkiełka w swoje własne, znane tylko sobie wzory.

Szkiełka Belli są ciemne jak zimowa noc. Chłodne w dotyku, tajemnicze, ale też płonące jak ogień. Przypominają zachód słońca widziany z okien ich domu, stosy, na których kiedyś palono czarownice i czerwone róże.
Bella układa najładniejsze wzory i często niszczy to, co wcześniej zrobiła Andromeda. Śmieje się, kiedy widzi smutek na twarzy siostry. Ona tu rządzi, ona, Bellatrix. Jest najstarsza.
Nie lubi Andromedy, woli Narcyzę. Młodsza siostra ma w niej najlepszą przyjaciółkę, chociaż Andra widzi, że Bella traktuje małą Nari jak swoją własność. Ale nie zwraca uwagi siostrze. Nie ma na to odwagi.
Bella lubi przebywać sama w ciemnym pokoju i słuchać ciszy, aksamitnej jak skrzydła ćmy. Lubi siedzieć na dachu ich domu i wpatrywać się w gwiazdy.
Uczy się rzucać uroki, jest w tym naprawdę dobra. Czyta o torturowaniu mugoli.
I wcale nie jest przerażona, nawet więcej, fascynuje ją to.
W zasadzie to nie boi się niczego. Oprócz burzy. Kiedy czuje, że niebo zostanie przecięte świetlistą błyskawicą, wchodzi pod stół w salonie. Nie chce, żeby ktokolwiek dowiedział się o jej strachu.
Andromeda to wyczuwa, nurkuje pod koronkową serwetę i siada obok Belli. Trzyma ją za rękę i głaszcze po włosach dopóki burza się nie skończy. W takich chwilach nie pamięta o tym, że Bella uwielbia jej dokuczać.
Widzi przed sobą tylko wystraszoną, czarnowłosą dziewczynkę.

Po pojawieniu się Narcyzy na jakiś czas dwie siostry przestały układać swoją mozaikę. Obserwowanie, jak malutka rośnie i rozwija się było o wiele ciekawsze. Andra chciała pomagać matce w zajmowaniu się Narcyzą, lecz matka nie wyraziła na to zgody.
I Andromeda bardzo długo była rozczarowana z tego powodu. Do tego stopnia, że przestała uczyć się podstawowych zaklęć, a większość czasu spędzała sama na strychu.
Strych był miejscem, które kryło w sobie wiele niespodzianek. Szło się do niego po drewnianych, mocno zakurzonych schodach. Andra lubiła tam przesiadywać, bo bardzo jej odpowiadała atmosfera tego miejsca.
Stały tam skrzynie, kryjące w sobie szaty z dawnych epok, na podłodze leżało mnóstwo książek, których nikt nie czytał, a na ścianie wisiało stare, podniszczone płótno, na którym był namalowany statek.
Czasami Andra, wpatrując się w niego, marzyła o dalekich podróżach. O tym, by w przyszłości opuścić dom i popłynąć przed siebie. Gdzieś w nieznane.
Na razie nie mogła tego zrobić, była za mała. Za parę lat pójdzie do Hogwartu. To wiedziała na pewno. A co będzie potem?
O tym nie miała pojęcia.
W dniu, w którym mała Narcyza pierwszy raz sama podeszła do swojego, jakże szczęśliwego z tego powodu ojca, Andromeda poszła na strych, żeby pobawić się swoimi szkiełkami. Od razu zauważyła, że Bella trochę ulepszyła swoją część, a podniszczyła fragmenty Andromedy. Nie rozpłakała się z tego powodu, wręcz przeciwnie. Zgarnęła wszystkie swoje szkiełka i zaczęła układać mozaikę od nowa.
Promienie słońca wpadły przez brudną szybę i oświetliły drugi koniec strychu. Ten, na który rzadko chodziła, bo Bella kiedyś jej powiedziała, że jest tam chodzący szkielet jakiejś strasznej magicznej bestii. Andra oczywiście nie uwierzyła jej, ale na wszelki wypadek nie zapuszczała się w tamto miejsce.
A teraz podeszła i to sama.
Nie było tam żadnego szkieletu, tylko niewielkie, drewniane pudełeczko. Starła pyłek z wieczka i zobaczyła napis, którego wtedy nie potrafiła odczytać.
Miała pewne obawy, gdy otwierała pudełko. Zawsze mogło coś z niego wyskoczyć. I niekoniecznie musiałby to być czarodziejski cukierek. Wątpliwości dziewczynki rozwiały się, kiedy usłyszała piękną muzykę. Do tej pory nie słyszała o czarodziejskich pozytywkach, ale od razu zrozumiała, że drewniane pudełeczko w ciemnowiśniowym kolorze ma w sobie sporo magii.
Innej magii od tej, którą musiała poznawać.

Andromeda dokłada swoje szkiełka do mozaiki. Są inne od tych, które ma Bella. Bywają zielone, jak wiosenna trawa, srebrzyste, jak łańcuszek matki i żółte, jak piasek na plaży.
Andromeda jest grzeczną dziewczynką, przy stole siedzi wyprostowana, trzyma łokcie przy sobie. Nie wstaje, dopóki ojciec nie skończy jeść.
Stara się powstrzymywać swoją chęć do przyjaźnienia się z mugolami. Rodzice powtarzają jej do znudzenia, żeby szanowała swoją krew. Utarte frazesy, nic ponadto.
A ona tak marzy, żeby dołączyć do tych dziewczynek, które skaczą przez skakanki, jeżdżą na rowerach i wychodzą z rodzicami na lody w niedzielne popołudnia.
Ale nie może tego zrobić. Musi przestrzegać wszystkich zasad, chociaż czasem lubi je łamać.
Lubi śpiewać i jednocześnie skakać po łóżku; Bella się dziwi, że Andra ma jeszcze na czym spać. Lubi odwiedzać swoich kuzynów i bawić się z Syriuszem. Czasem marzy o tym, żeby mieć brata.
Dwie siostry bywają męczące. Zwłaszcza Bella, która na każdym kroku udowadnia swoją wyższość.
Jednak Andra niezbyt się tym przejmuje. Obie są jeszcze małe, ale Bella jest starsza i bardziej świadoma swojej wartości. A Andromeda ma ciężko, między innymi dlatego, że jest średnią córką państwa Black i to od niej najwięcej się wymaga.
Nie od rozpieszczanej Narcyzy ani nie od lubiącej dyrygować innymi Bellatrix.
Najwięcej wymaga się od Andromedy, która lubi muzykę i marzy o dalekich podróżach.
I ona stara się sprostać tym wymaganiom, ale nie zawsze jej się to udaje.

Minęło kilka lat, Bellatrix była już w Hogwarcie, na drugim roku i wszyscy uważali ją za niekwestionowaną królową Slytherinu. Pomimo młodego wieku, była świadoma swojej wartości i swojej urody. Ktoś jej kiedyś powiedział, że będzie łamać męskie serca.
Na razie więcej rzeczy na niebie i na ziemi wskazywało na to, że jej mąż będzie biedny.
Rodzice twierdzili, że na pewno będzie go trzymać pod pantoflem.
Andromeda, która właśnie poszła do Hogwartu, była podobnego zdania. Jakby nie patrzeć Bellatrix uwielbiała dominować nad innymi. Andrze było trochę żal przyszłego chłopaka siostry. Czuła, że nie będzie mieć on łatwego życia.
Andromeda nie dostała się do Slytherinu. Tiara przydzieliła ją do Hufflepuffu, czego ani rodzice ani Bellatrix przez długi czas nie mogli jej wybaczyć. Nie potrafili zrozumieć, że Andromeda jest prawdziwą Puchonką, pracowitą i lojalną wobec przyjaciół.
Bella za każdym razem, gdy mijała ją na korytarzu, śmiała się z niej. Andra nie zwracała na to uwagi. Uczyła się bardzo dobrze, wolny czas spędzała w bibliotece, wertując księgi z dawno zapomnianymi zaklęciami. A wieczorami wychodziła na błonia z koleżankami z dormitorium i ciągle myślała o tym, by wyjechać gdzieś daleko.
W miarę jak dorastała te wszystkie zasady stawały się dla niej męczące. Wiedziała, że będzie musiała kiedyś wyjść za mąż za kogoś, kogo wybrali dawno temu jej rodzice, a nie chciała, żeby tak było.
Czasem żałowała, że nie urodziła się w rodzinie mugolskiej.
Nie mogła zmienić rodziców, ale mogła się zbuntować.
I zrobiła to, po tym jak pewnego letniego dnia dowiedziała się, że niedługo pozna swojego przyszłego męża. Miała piętnaście lat i nie myślała o małżeństwie, poza tym wszyscy w Hogwarcie wiedzieli, że Andra chodzi z prefektem naczelnym Huffelpuffu, Tedem Tonksem. Andrze w Tedzie najbardziej się podobała jego chęć do dalekich podróży, nawet pokazywał mugolskie przewodniki turystyczne, które zabrał ze sobą z domu i które czytali razem przy kominku pokoju wspólnym.
Dlatego też, kiedy się dowiedziała, że niedługo pozna swojego przyszłego męża, spakowała swój kufer i uciekła z domu, zostawiając dziesięcioletnią Narcyzę skazaną tylko na towarzystwo Belli, która traktowała dziewczynkę jak swoją maskotkę. I na odchodnym Andromeda wytknęła to Bellatrix, na co Bella zagroziła jej, że powie rodzicom o chłopaku, z którym się spotyka.
Ale Andromeda niezbyt martwiła się tym, że ojciec ją wydziedziczy, a matka nie będzie mogła na nią patrzeć.
Nie mogła dopuścić do tego, żeby oni decydowali za nią.
Wkrótce po tym o wybryku średniej córki dowiedzieli się rodzice, a sama Andromeda, która wyprowadziła się z domu, zauważyła, że nie wzięła ze sobą swojej pozytywki.
I myślała o tym, jak będzie wyglądać układanie mozaiki bez jej udziału.

Narcyza układa szkiełka inaczej niż jej siostry. Fragmenty mozaiki żyją własnym życiem, są przezroczyste jak górski strumień i błyszczące jak rodowe klejnoty.
Narcyza lubi przeglądać się w lustrze i wyobrażać sobie, że jest najpiękniejszą dziewczynką na świecie. Nie marzy o tym, żeby dokonać czegoś wielkiego, jak Bella, ani o dalekich podróżach jak Andromeda. Chce być dobrą córką, jest najbardziej posłuszna z trzech sióstr Black. Nie przypomina ani dumnej i władczej Bellatrix, ani wesołej i rozmarzonej Andromedy. Jest inna. Lepiej dogaduje się z Bellą.
Andra twierdzi, że jej młodsza siostra jest przejrzysta jak kryształy, a rodzice mówią, że jest najbardziej arystokratyczna spośród ich trzech córek.
Narcyza nie żyje pełnią życia, obserwuje wszystko jakby przez szybę, za którą jest bezpieczna. Chce być dobrą żoną i matką.
Andrę to trochę martwi, bo widzi, że siostra za bardzo zamyka się w sobie i że na siłę stara się być przykładną córką.
Zupełnie inaczej niż ona.
Trzy dziewczynki siedzą na strychu i w letnie wieczory układają swoją mozaikę. Każda robi to inaczej. Czasem Bella straszy Andromedę chodzącymi szkieletami, jednocześnie głaszcząc Narcyzę po włosach. Andromeda wchodzi na drewniane skrzynie i śpiewa dla swoich sióstr, a Nari wypatruje kogoś przez zakurzoną szybę.
Są wyjątkowo zgodne. Wszystkie trzy.
Trzy małe czarownice, siostry Black.

Andromeda, po ucieczce z domu, zerwała kontakt ze swoją rodziną. Tylko czasem na korytarzach Hogwartu mijała swoje siostry. Bella spoglądała na nią z wyższością a małej Narcyzie brakowało Andromedy. Ale Andra o tym nie wiedziała.
Najgorsze było to, że Ted już skończył szkołę i nie miała z nim żadnego kontaktu, a trochę za nim tęskniła.
Po skończeniu Hogwartu wyjechała do Francji, gdzie zajmowała się czarodziejską historią Paryża i spotykała się z francuskimi czarodziejami w zatłoczonych restauracjach.
Przez cały pobyt myślała o Tedzie i nie chciała się wiązać z tymi mężczyznami.
Kiedy była sama w mieszkaniu, wspominała czasy, kiedy była w Hogwarcie i spotykała się z Tedem. I z każdą godziną tęskniła za nim coraz bardziej.
W końcu nadszedł dzień, w którym spakowała walizki i wróciła do Londynu. Wynajęła pokój w Dziurawym Kotle i chodziła do Ministerstwa, starając się tam o jakąś pracę.
Po zakupy chodziła na Pokątną i też tam pewnego październikowego dnia zupełnie przez przypadek wpadła na Teda, który właśnie wracał z banku Gringotta. Oboje byli tym zaskoczeni, nie spodziewali się, że jeszcze kiedyś spotkają się po skończeniu szkoły. Andromeda na razie nie dawała po sobie poznać, jak bardzo za nim tęskniła, uścisnęła go po przyjacielsku i zaraz się odsunęła. Jej zachowanie było trochę nieśmiałe i niepewne, nie przypominała tamtej Andry z Hogwartu. Ted zauważył, że zeszczuplała i że zaczesuje włosy do góry.
Musiał przyznać, że on też za nią tęsknił. Zaprosił ją na obiad, a potem długo chodzili razem po tym niemagicznym Londynie, wspominając swój pobyt w Hogwarcie. I bardzo się cieszyli ze spotkania.
Andromedzie było tylko smutno z jednego powodu, takiego, że musiała przerwać układanie swojej mozaiki.
Dopiero dwa lata później, kiedy była już żoną Teda, zrozumiała, że ma kogoś, z kim będzie mogła ułożyć od nowa kolorowe szkiełka. Szkiełka przypominające kwiaty dawane bez okazji, kawę pijaną w wiedeńskich kawiarenkach i jego dotyk, który wieczorami Andra czuła na swojej skórze. Były jak dobre wspomnienia, których nikt nie mógł im zabrać.
Andromeda nie miała już kontaktu z siostrami, ale teraz wiedziała, że jest przy niej ktoś, na kogo zawsze może liczyć.
Postanowiła, że tę mozaikę ułoży z Tedem do końca.

koniec


Wow, no cóż... Co mogę wykrztusić? To było piękne. Pełne uczuć, pasji i... zmysłowości. Ciepłe a jednocześnie niepokojące. Oparcie całej historii na mozaice było śliczne. Bardzo podobało mi się, że w tej arystokratycznej rodzinie było coś, co łączyło siostry. Coś, czego każdemu dziecku by brakowało - dzięki tej, początkowo, zabawie, dziewczyny mogły poczuć jakieś więzy między sobą. Mozaika układana na strychu w tajmnicy przed rodzicami... Mogę sobie wyobrazić, jak siedzą na zakurzonej podłodze, każda pochylona nad własnym stosikiem szkiełek i tworząca władne, niepowtarzalne - bo przecież nie naśladowały mugolskich technik - dzieło. Tak samo mogę sobie wyobrazić jak wyglądały mozaiki poszczególnych sióstr.
Wiesz, co mi się najbardziej podoba? Że pokazałaś tutaj wszystkie siostry - nie jako roboty, śmierciożerczynie (tutaj mam na myśli Narcyzę i Bellę), ale jako ludzie z krwi i kości. Fakt, było o zamiłowaniu do tortur Bellatriks, ale mimo wszystko, tekst jest oryginalny. Czytałam chyba tylko jedno... drabble? Sama nie pamiętam. Coś o Bellatriks i Narcyzie, czerwona suknia, czy coś takiego (skleroza nie boli, ale jest uciążliwa). Tylko, że tam nie za dużo było pokazane uczuć. Raczej tam była już ta Bellatriks - zakochana w Voldemorcie i czarnej magii. Tutaj serce mi się ścisnęło, gdy czytałam o Belli, która boi się burzy.
Andromeda to wyczuwa, nurkuje pod koronkową serwetę i siada obok Belli. Trzyma ją za rękę i głaszcze po włosach dopóki burza się nie skończy. W takich chwilach nie pamięta o tym, że Bella uwielbia jej dokuczać.
Widzi przed sobą tylko wystraszoną, czarnowłosą dziewczynkę.
Ach, czy wspominałam, że bardzo podoba mi się wątek z Tedem? Wszystko jest tak obrazowo opisane, wprost wydaje się, jakbyś sama uczestniczyła w tych wydarzeniach - niewidzialny cień, który ciągnął się zawsze za siostrami.
Jeju, żeby było takich tekstów więcej!

Dobra, teraz część formalna. Zastrzeżenia:
"Bellatrix" - trzymaj się jednej wersji imion. Jeśli Andromeda i Narcyza, to również Bellatriks, nie inaczej. Jeżeli wolisz niespolszczone imiona, to zamień pozostałe, choć uprzedzam, że nie jest to zbyt mile widziana wersja.

Pięcioletnia dziewczynka z długimi, falującymi włosami bawiła się z drugą, starszą i o wiele ładniejszą szkiełkami w barwach tęczy.
Przecinek po "ładniejszą".

Bella spoglądała na nią z wyższością a małej Narcyzie brakowało Andromedy.
Przecinek przed "a".
Generalnie, błędów nie ma (zbyt wiele). Masz betę czy sama tak wspaniale wszystko wyłapujesz?
Pomysł - ewidentnie jest. Niebanalny, głęboko przemyślany - czyli to, co lubię.
Wykonanie - już mówiłam. (Prawie) wszystko jest OK. Nie będę się powtarzać; ochy i achy są powyżej ^^
Styl - to nie jest twój debiut, prawda? Gdzie można znaleźć jakieś inne twoje teksty? *maślane oczka*
Nie wiem, czy piszę to, co już wiesz, bo dowiedziałaś się od innych komentujących, ale piszesz płynnie, bez żadnych zgrzytów, nie masz chyba problemu z tym, że zaczynasz coś pisać, a w trakcie okazuje się, że wena poszła sobie odpocząć. Potrafisz ślicznie przelać myśli na przysłowiowy papier, słowem tworzysz świat, który mnie, jako czytelnika, totalnie urzeka. Nic dodać, nic ująć.

Trzy małe czarownice, siostry Black.

A co! To mój mały, ukochany cytat. Bo taka jest prawda, nawet, jeśli się rozstały.

Pełna oddania,
Ciri
Bardzo podoba mi się pomysł tego fika. Ta mozaika - klamra łącząca trzy tak różne osoby. Symbolika kolorów. Czerwona gwałtowność Belli i chłodny błękit Narcyzy. A między nimi Andromeda ze swoją zielenią i pragnieniem wolności i przestrzeni. Bardzo to wymowne i dobrze je charakteryzuje. W ogóle, jak wiesz, mam słabość do tekstów o dobrze rozplanowanej kompozycji - a ten taki jest.
Nastrój. Bardzo nastrojowy ten tekst, nostalgiczny i optymistyczny jednocześnie. W ogóle zresztą kojarzysz mi się z pisaniem w takim stylu - trochę retro, jak z powieści dla panienek w stylu Montgomery. Ale to dobrze. Jest w tym bardzo dużo niewymuszonego ciepła, a to wychodzi Ci bardzo wiarygodnie.
I ostatnie zdanie fika - bardzo mi się podoba. Dobre podsumowanie, odpowiednio zapina wszystko na ostatni guzik i uzasadnia wątek Teda.
Chociaż wiesz, widzę tu jednak parę niezręczności stylistycznych, kilka rzeczy, które da się zresztą łatwo poprawić. Kilka wyrażeń zbyt potocznych, a kilka zbyt patetycznych. Niepotrzebnie tworzą dysonans i zaburzają nostalgiczny klimat opowiadania. Sama nie wiem; poza tym mam jakieś mgliste wrażenie, że zabrakło mi czegoś w warstwie językowej fika, a myślę, że potrafiłabyś to uchwycić. Może spróbować napisać to odrobinę bardziej poetycko (bez patosu, rzecz jasna)? Ale może wystarczyłoby po prostu wycięcie tych potocznych sformułowań.
Wyważyłabym też bardziej końcową część opowiadania, trochę ją skróciła, wycięła kilka zdań. Wydaje mi się odrobinę przegadana i nie do końca pasuje mi do reszty tekstu.
Co nie zmienia rzecz jasna faktu, że fik po raz kolejny czytało mi się z przyjemnością. Bardzo mi miło obserwować, jak się pisarsko rozwijasz.
Witam serdecznie,
Prześliczna miniaturka. Niezwykła po prostu.
Cudownie pełna magii i tego świata oraz ich wyobrażeń o nim.
Siostry Black przedstawione fantastycznie. Jestem pełna podziwu, że w tak niewielkim
tekście udało Ci się tak świetnie przedstawić ich portrety i to bardzo piękne. Skupiłaś
się w szczególności na postaci Andromedy i Bellatrix, co w zupełności mi nie przeszkadza.
Bardzo podoba mi się postać Andromedy. Jest taka żywa, pełna życia, ale najbardziej
ujmujące jest ukazanie, że jej marzenia jednak się spełniły. Dostała to, co pragnęła
otrzymać.
Szkiełka i ich symbolika jest niezwykła. Różnorodność, pomaga nam zrozumieć, że te
szkiełka to życie, które układamy przez nie przechodzimy samotnie, lub z ukochaną
osobą przy boku.
Tekst jest naprawdę warty uwagi. Nie można przejść obok niego obojętnie, nie zatrzymawszy
się nawet na chwilę. Trzeba się nad nim pochylić, zgłębić jego tajemnicę, a potem
przelać swoje myśli na papier.
Pozdrawiam
Catgirl
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl


  •  

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

       
     
      [M] Mozaika z kolorowych szkiełek
    Union Chocolate.