|
Wszystko układa się inaczej
Union Chocolate. |
Pojedynkują się: Agee, Nefre Tytuł: dowolny Temat: wszystko układa się inaczej... Warunki: relacja Harry/Snape, narrator w 3osobie, miotła, Zakazany Las, cytat z wybranej piosenki Forma: proza na poważnie Długość: od 4 do 8 stron worda czcionką 12TNR Beta: Calissa/Isamar Termin: 8 kwiecień
Niestety, moderatorstwo na pojedynek Agee się nie doczekało, dlatego oznajmiamy wszem i wobec, że to *NEFRE* wygrywa pojedynek walkowerem. Na Agee zostaje nałożona ranga Gumochłon.
A - *NEFRE*
Wszystko to co dziś, Nie jest tak pięknie, Wszystko to co dziś, Stanie na przeszkodzie Ci
Zipera, Przeciwności losu
Severus Snape pamiętał, gdy po raz pierwszy zobaczył Lily. Był nią zauroczony. Dziewczynka miała w sobie coś, czego nie miały inne. Urodę, delikatność. Właśnie dlatego pokochał ją od pierwszego wejrzenia. Niestety, od samego początku napotykał przeszkody. Początkowo jej starsza siostra Petunia była zazdrosna o jej magiczne zdolności i przede wszystkim zła na niego, ponieważ ignorował ją, a raz, przez przypadek, sprawił, że o mało nie złamała sobie ręki.
Gdy Snape był starszy, zaczął snuć plany o przyszłości. Figurowała w nich Lily. Już widział, jak siedzą razem przy kominku, a ona głaszcze brzuch, w którym jest dziecko. Ich dziecko. Ale wtedy pojawił się Potter. On także był oczarowany panną Evans. W przeciwieństwie do Snape’a, otwarcie okazywał rudowłosej uczucia, jednak ona zawsze odprawiała go z kwitkiem. I to Snape’owi odpowiadało.
– Nazwałeś Evansównę szlamą? – Avery uśmiechnął się z uznaniem. – Noo, a już zacząłem się obawiać, że zamieniasz się w jednego z tych Gryfonów. Ciągle tylko z nią łaziłeś. Para kujonów, urocze. Snape zacisnął zęby. W tej jednej sekundzie wszystkie jego plany legły w gruzach. Teraz Potter miał duże szanse, że Lily będzie jego. – To było... głupie. Nie powinienem – wymamrotał. Avery uniósł brwi. – Gadanie! Daj spokój, Sev!
A potem było jeszcze gorzej. Snape w jednej z gazet przeczytał o tym, że jedyny syn Potterów się ożenił. Z piękną, rudowłosą damą.
* * *
Snape nienawidził początku roku szkolnego. Po prostu nie cierpiał tego całego zgiełku. Tłum pierwszorocznych z podnieceniem oczekiwał ceremonii przydziału. Gdy Mistrz Eliksirów przypatrywał się im wszystkim, jego wzrok przykuł chłopiec, kulący się między rudzielcem a jakąś dziewczyną z burzą kręconych włosów. Ręka, na której podparł głowę, powoli opadła na stół. Snape przypatrzył się chłopcu intensywnie. Niemożliwe. Te oczy... – Potter, Harry! A więc jednak, to on... Snape nie spodziewał się, że czas tak szybko upłynie. A wtedy wszystko działo się tak szybko... Śmierć Lily, jego spotkanie z Dumbledore’em. Chłopak trafił do Gryffindoru. Snape nie zdziwił się nawet. Oczywiście, gdzież mógłby trafić chłopiec, który ocalił czarodziejski świat?
Snape przypomniał sobie te wizje, które snuł, gdy był jeszcze chłopcem. On i Lily jako szczęśliwe małżeństwo. I ich dziecko, które wygląd odziedziczyłoby po matce. Severus właśnie tego pragnął; by ich dziecko było podobne do Lily. By miało jej nieskazitelną urodę. Tymczasem Potter był kropka w kropkę podobny do ojca. Rozwichrzone, czarne włosy, wąskie usta, chudy jak tykwa. Jedynie szmaragdowo zielone oczy odziedziczył po matce.
Wiedział, że stracił wszystko, wtedy, gdy nazwał ją szlamą. Może gdyby nie to, mieliby teraz dziecko, które poszłoby do Hogwartu nie z nazwiskiem Potter, tylko Snape. A może trafiłoby do Slytherinu.
* * *
– Jak te dziesięć lat szybko zleciało. – Dumbledore westchnął cicho. – Pamiętam go jako małego chłopca. Wtedy, gdy oddaliśmy go pod opiekę jego ciotce. Na wzmiankę o Petunii Snape spojrzał gniewnie na dyrektora. – Oddałeś dziecko Lily pod opiekę mugolom?! Dumbledore spojrzał na niego zaskoczony. – Musiałem tak postąpić. Dziecko Lily i Jamesa – powiedział z lekkim naciskiem – mogło być chronione jedynie przez zaklęcie więzów krwi. Jego jedynymi żyjącymi krewnymi byli Dursleyowie. Snape nie mógł uwierzyć, że syn Lily był wychowywany przez mugoli, którzy nie mieli zielonego pojęcia o magii. – Nie mogłeś zabrać go do Hogwartu? Przecież to najbezpieczniejsze miejsce. Dumbledore uśmiechnął się lekko. – Ale do Hogwartu Voldemort przypuszczalnie mógłby się dostać. A magia, którą stworzyła Lily, skutecznie obroni chłopaka przed wszelkimi niebezpieczeństwami. Nie śmiałbym ryzykować jego życia. Snape postanowił nie kontynuować tematu.
* * *
Tej nocy śniła mu się Lily. Chodzili razem po błoniach, rozmawiając i śmiejąc się. We śnie, o ile to możliwe, była dwa razy piękniejsza niż w rzeczywistości. Snape powoli odgarnął włosy, które niesfornie opadały jej na twarz. – Hej, Smarkerusie! Lily gdzieś zniknęła. Był tylko on i piątka chłopaków. Piątka? James, Peter, Remus, Syriusz i...Harry. Wszyscy celowali w niego różdżkami. – A więc jesteś zakochany w Lily Evans? – James zaśmiał się szyderczo. – Ty? Taki obdartus? – Gdzie zgubiłeś szampon, Smarkerusie? – Black machnął różdżką i Snape’a poderwało do góry. – Zakazany las jest chyba najlepszym miejscem, żeby cię ukryć, nie sądzisz? – Snape rozejrzał się. Wszędzie dookoła były wysokie drzewa. I na dodatek – noc. – Tutejsze zwierzątka będą miały ucztę – zachichotał Peter. – Dostaną niestrawności – dodał James i wszyscy ryknęli śmiechem. Snape rozpaczliwie zamachał nogami. Ku jego zdumieniu, obok pojawił się Harry. – Ona wybrała jego – powiedział, wskazując głową na Jamesa. – Nigdy cię nie kochała. Smarkerusie.
Snape obudził się nagle, zlany zimnym potem. Chwycił pustą szklankę i napełnił ją wodą. Nienawidzę tego chłopca, pomyślał, łapczywie pijąc. Spojrzał na swoje lewe przedramię, jednak Mroczny Znak był blady.
* * *
W czasie jednej z uczt, Potter dostał dosyć dużą paczkę. Snape przyglądał się chłopcu, gdy ten rozrywał papier. Jego zielone oczy błyszczały z podniecenia. Harry Potter dostał Nimbusa 2000. Wszyscy przy stole Gryffindoru wydali z siebie okrzyk zdumienia i podziwu. Snape odwrócił wzrok. – Niesamowity prezent – mruknął, spoglądając na profesor transmutacji. – Czy Hogwart nie ma innych wydatków na głowie? Profesor transmutacji spojrzała na niego, mógłby powiedzieć, karcąco. – Severusie, ten chłopiec ma talent. I ja nie zamierzam dusić tego talentu w zarodku, tylko dlatego, że ty masz wątpliwości. Snape prychnął. – Przyznaj, chcesz, żeby Gryffindor wygrał. Wąskie usta McGonagall utworzyły cienką linię. – Chcę. Tym razem bez oszustw, jakich dopuszczają się uczniowie twojego domu.
* * *
Czasami Severus ukradkowo przypatrywał się chłopcu, próbując doszukać się jakichkolwiek podobieństw do Lily. Z wiekiem jednak Potter coraz bardziej przypominał ojca. Był chudy jak tykwa, jego włosy wiecznie odstawały we wszystkich kierunkach świata. Tylko oczy pozostały niezmienione.
Pewnego dnia Snape przybył do Kwatery Głównej. Nie po to, aby uczestniczyć w obradach lub okazjonalnie zjeść obiad, przygotowany przez Molly. Tym razem Mistrz Eliksirów miał zakomunikować Harry’emu, że będzie nauczał go oklumencji. Niezwykle trudnej sztuki, polegającej na zamykaniu swojego umysłu przed penetracją z zewnątrz. Oczywiście doszło do kłótni, między nim a Syriuszem.
Podczas jednej z lekcji Potter wdarł się do jego umysłu. Snape nie spodziewał się tego. Rozpaczliwie próbował zablokować wszystkie wspomnienia o Lily. To najbardziej bolesne niestety Potter zobaczył. – Nikomu nie powiesz, o tym, co widziałeś – wysyczał Snape, gdy pozbył się chłopaka ze swojego umysłu. Potter był zbyt zszokowany, żeby odpowiedzieć.
* * *
– Ron? Wiesz, że czasami się zastanawiałem, czemu Snape mnie nienawidzi, nie? – spytał Harry. Weasley przytaknął, patrząc na niego z lekko zdziwionym wyrazem twarzy. – No i doszedłeś do jakiegoś wniosku? Harry usadowił się wygodniej na swoim łóżku. Wszyscy w dormitorium już spali. Oczywiście on i Ron do późna odrabiali lekcje. Między innymi z eliksirów, dlatego pomyślał o nauczycielu. Musiał jednak jakoś pominąć wątek, w którym widział wspomnienia Snape’a. Gdyby Mistrz Eliksirów się dowiedział, że komuś powiedział o tym, co zaszło na lekcjach oklumencji, zaavadowałby go na miejscu. – Wiesz, myślę, że on widzi we mnie mojego ojca. Nawet nie pod względem fizycznym, bo, owszem, jesteśmy do siebie podobni, ale tu chodzi o coś innego. – Masz na myśli złe przeżycia z przeszłości? – spytał Ron. – No, sam nie wiem – odparł lekko przestraszony Harry. Lepiej było nie sprowadzać rozmowy na niebezpieczne tory. – Ale to jakaś irracjonalna nienawiść, nie sądzisz? – Coś ci poradzę, stary; nie wgłębiaj się w psychikę Snape’a. To jak wejść do klatki głodnych lwów, będąc ubranym w płaszcz z mięsa. – Doobra – mruknął Harry, próbując sobie wyobrazić siebie w płaszczu z mięsa i wygłodniałego Snape’a. Wzdrygnął się. – Tak tylko sobie pomyślałem. Może miałbym być taki jak moja matka? Podobno była dobra w nauce. – Ta, jasne – prychnął Ron. – Idź lepiej spać, bo coś ci się chyba poprzestawiało. Harry uśmiechnął się słabo.
* * *
Sny o Lily przybrały na sile. Najgorsze było jednak to, że powoli zapominał, jak wyglądała. Pamiętał tylko intensywną zieleń jej oczu. I, o zgrozo, pamiętał to dzięki Potterowi. Wciąż nie cierpiał chłopaka. Nawet jeżeli Potter robił to nieświadomie, czasami na jego twarzy odmalowywał się ten sam wyraz beztroski i pogardy. Taką minę najczęściej miał James, gdy planował kolejny żart.
Wszystko układało się inaczej. I Snape wiedział, że to jego wina. Być może, gdyby wtedy nie nazwał jej szlamą...
* * *
Na szóstym roku zapomniał o Lily. Jednak w rok później wszystko wróciło. I wrócił także on. Lord Voldemort postanowił ostatecznie zabić Harry’ego Pottera. Tymczasem Snape pełnił funkcję dyrektora Hogwartu. Czasami dobijała go ta bezczynność. Na każdej gazecie widniała podobizna chłopca, z tytułem „Niepożądany numer jeden”. To doprawdy było żałosne. Potter był Gryfonem, ale nie na tyle głupim, żeby dać się złapać. Snape czasami miał ochotę odnaleźć go, oddać w ręce Voldemorta, by wreszcie było po wszystkim. Zaraz potem brzydził się swoimi myślami. Przecież ona oddała za niego życie. I właśnie wtedy nie wiedział, co ma myśleć. Lily Po...Evans uczyniła coś, czego nie zrobiłoby wiele matek. I chociaż stracił ją dużo wcześniej, boleśnie odczuł tę stratę.
– Budzisz we mnie odrazę. A więc nie obchodzi cię, że umrą jej mąż i synek? Oni mogą umrzeć, jeśli tylko ty dostaniesz to, czego chcesz, tak?
Odruchowo spojrzał na portret Dumbledore’a, jednak starzec drzemał, pochrapując cicho. Mimo tej rozmowy nadal uważał, że Lily zasługiwała na to, by żyć. A w zamian za to, żyje jej syn.
– Więc chłopiec musi umrzeć, tak? – Snape wypowiedział te słowa ze stoickim spokojem. – A życie musi mu odebrać sam Voldemort. Tak, Severusie. To warunek podstawowy. – A ja myślałem, przez te wszystkie lata, że robimy to dla niej. Że chronimy go dla Lily.
Chronił go. Naprawdę chronił tego pieprzonego dzieciaka! Gdyby nie on, na pierwszym roku Potter spadłby z miotły! Na trzecim prawdopodobnie zagryzłby go wilkołak. Być może nie pomagał mu tak bardzo, ale przecież nie mógł, tak nagle, okazać chłopcu jakichkolwiek „ojcowskich” uczuć. Nie pozwalała mu na to duma.
– Szpiegowałem dla ciebie, kłamałem dla ciebie, narażałem dla ciebie życie, a wszystko to robiłem, by zapewnić bezpieczeństwo synowi Lily. A teraz mówisz mi, ze hodowałeś go, jak prosiaka na rzeź... – To bardzo wzruszające, Severusie. A więc w końcu dojrzałeś do tego, by przejmować się losem tego chłopca? – Jego losem? – wykrzyknął Snape. – Expecto patronum!
Łania. Tak, jej patronusem była łania. A gdy dowiedział się, że patronusem Pottera jest jeleń, poczuł irracjonalną złość. Bo to wszystko dowodziło, ze Potterowie byli kochającą się rodziną, nawet po śmierci. A on... Jemu pozostała tylko łania...
* * *
Potter był na terenie Hogwartu. Gdy Severus uciekał przed rozwścieczonymi nauczycielami, już to wiedział. Wszyscy w zamku szeptali między sobą, że Wybraniec wreszcie się pojawił. Uciekał wprost do Voldemorta, który przebywał we Wrzeszczącej Chacie. Gdy tam dotarł, Czarny Pan wpatrywał się w wyczarowaną klatkę dla Nagini. Wężyca wiła się, posykując wściekle. Snape przełknął ślinę. Nienawidził tego węża.
– Czarna Różdżka nie jest mi do końca posłuszna, Severusie, bo nie jestem jej prawdziwym panem. Czarna Różdżka należy do czarodzieja, który zabił jej poprzedniego właściciela. To ty zabiłeś Albusa Dumbledore’a. Dopóki żyjesz, Severusie, Czarna Różdżka nie będzie mi służyć. – Panie! – krzyknął Snape, unosząc swą różdżkę. – Nie można tego uniknąć. Muszę być panem tej różdżki, Severusie. Bo będąc jej panem, zapanuję wreszcie nad Potterem.
A więc to był jego koniec. Teraz wiedział, co to znaczy „widzieć, jak całe życie przesuwa się przed oczami”. Widział siebie i Lily, Huncwotów, Dumbledore’a i... Harry’ego. Zobaczył tego wychudzonego chłopaka. Jego zielone oczy za drucianymi okularami, wściekłość na jego twarzy, radość i smutek. I pomyślał, że on wcale nie jest taki, jak ojciec. Że zdecydowanie się różnią. James był strasznie niedojrzały. Harry natomiast przeżył wiele trudnych chwil, które utemperowały jego charakter. Tylko on, Snape, nie dostrzegał tego, bo jego oczy przesłoniła mgła nienawiści. Umierał sam. Musiał przyznać, że jego śmierć była żałosna. Pokąsany przez węża, niczym jakiś mugol. Potem nie czuł już niczego. Ogarnęła go dziwna błogość. Wtem go zobaczył. Zamazany, ciemny kształt. Myślał, że to ten bydlak znowu wrócił. Jednak ten odcień zieleni poznałby wszędzie. Potter klęknął przy nim. Snape złapał go za szatę. – Weź... to... weź... to. Ostatkiem sił pozwolił, by jego wspomnienia opuściły umysł, który tak chronił. – Spójrz... na... mnie... Te oczy. Intensywnie zielone, zasnute lekką mgiełką. Oczy, które kochał od tak wielu lat. Jej syn był przy nim w dniu śmierci. On jeden. Nienawidzili się, a mimo wszystko on tu był. Snape poczuł, że powieki zaczynają mu ciążyć. Powoli zapach własnej krwi stawał się coraz mniej intensywniejszy. Byli różni. Potter nie był taki jak jego ojciec. Snape, niestety, zrozumiał to o wiele za późno.
Koniec.
* niektóre fragmenty pisane pochyłą czcionką pochodzą z „Insygniów Śmierci” w tłumaczeniu A. Polkowskiego. Pozwoliłam je sobie nieco przerobić.
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plfisis2.htw.pl
|
|