ďťż

Ujawnione niedawno na Wyspach Brytyjskich dokumenty sugerują, że w walce z dzieleniem się chronionymi plikami może wcale nie chodzić o ich ochronę, a o naciąganie, również niewinnych osób.

Przemysł rozrywkowy we współpracy z kancelariami prawnymi chciał swego czasu zmusić internautów do zaprzestania dzielenia się plikami chronionymi prawami autorskimi, strasząc ich listownie możliwością wniesienia pozwu do sądu. W zamian za wycofanie się z tych gróźb, żądano pewnych sum pieniędzy. Niewiele osób tym się jednak przejmowało. Głównym powodem tego były dowody, jakimi kancelarie się podpierały.

Te zdobywały różnymi metodami adresy IP komputerów, na których rzekomo miało dochodzić do łamania praw autorskich. Problem jednak w tym, że informacja ta nie może zostać uznana za jakikolwiek dowód w sprawie. Sądy kilkukrotnie wykazały bowiem, że nie sposób udowodnić, kto w danym momencie korzystał z konkretnego łącza internetowego. Nie można więc z góry zakładać, że odpowiedzialność za działania niezgodne z prawem ponoszą ich posiadacze.

Serwis TorrentFreak ujawnił ciekawy mechanizm działania firm prawniczych. Okazało się bowiem, że nie wszyscy, których podejrzewano o dzielenie się chronionymi prawem plikami, otrzymywali groźby z pozwami. Do sieci wyciekły bowiem dwa obszerne dokumenty, dokładnie opisujące cały proceder.

Pierwszy z nich zawiera procedurę, zgodnie z którą każdej podejrzanej osobie przyznawane są punkty określające, jak bardzo prawdopodobne jest, że zapłaci. Brane są pod uwagę różne czynniki – szanse powodzenia oceniane przez kancelarię, czy dana osoba jest dzieckiem, nastolatkiem bądź emerytem, czy pobiera zasiłki z opieki społecznej lub czy jest niepełnosprawna. Dokument zawiera także listę potencjalnych wymówek, jakich mogliby użyć odbiorcy listów, broniąc się przed zarzutami.

Drugi dokument z kolei jest porozumieniem zawartym między DigiProtect (zajmuje się głównie pornografią) a posiadaczami praw autorskich, zgodnie z którym ta pierwsza może legalnie umieszczać filmy pornograficzne w sieciach p2p, dzieląc się jednocześnie dochodami z kancelarią prawną Davenport Lyons oraz DigiRight Solutions. Zawiera on także dokładną listę filmów, które można umieścić w sieciach p2p.

Dokładnie widać więc, że głównym motywem działań wcale nie jest działanie w imię sprawiedliwości, a zarabianie pieniędzy, także na niewinnych osobach. Pozytywnego światła na sprawę nie rzuca także zaangażowanie się przemysłu pornograficznego.

Źródło: news.p2p.info.pl/


To nieźle kombinowali

To nieźle kombinowali

Czy ja wiem Osobiście bym nie zapłacił
Tylko naiwni płacą w takich sytuacjach Nie ma sądu,nie ma kary



Nie ma sądu,nie ma kary

No i dalej można ściągać
Ee, i czar prysnął. Chodzi o pieniądze. Skoro ludzie nie chcą kupować tego chłamu to trzeba podbić stawkę za perełki i "sprzedawać" pliki mp3 po 79166$ za sztukę, bez możliwości odmowy zakupu :) Na razie tylko w USA, ale co będzie potem, kto wie..
Sądzę tak samo jak Adrian, myślę że prędzej czy później (penie później ) Polsce też zaczną walczyć z piratami.Aż strach pomyśleć
Lepiej żeby stało się to później
Polska to trochę zacofany graj Na jakiekolwiek działania przeciwko piratom trochę poczekamy

Polska to trochę zacofany graj

Popieram
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl


  •  

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

       
     
      Jak zarobić na p2p kosztem internautów
    Union Chocolate.